Kiedy Leanne
obudziła się, od razu zauważyła, że tej nocy Matt’a u niej nie było. Zdziwiona
przez chwilę patrzyła na puste miejsce obok siebie, a serce zabiło jej mocniej.
Miała złe przeczucia a to, że chłopak nie pojawił się tu w nocy, jeszcze
bardziej potęgowało jej niepokój. Sięgnęła po telefon leżący na półce obok łóżka.
Chciała do niego zadzwonić, zapytać, upewnić się, że wszystko jest w porządku i
tym samym rozwiać swój niepokój. Jednak telefon był rozładowany.
Szybko zerwała się na równe nogi w poszukiwaniu ładowarki, a kiedy ją znalazła, podłączyła telefon. Niestety bateria była jeszcze zbyt słaba, żeby można było go włączyć. Trzeba chwilę poczekać. Kiedy telefon powoli się ładował, ona poszła do łazienki, a jej myśli przez cały czas krążyły wokół Matt’a i tego jak głupia była, nie sprawdzając stanu baterii. Może coś się stało? Może próbował się z nią skontaktować? Może…
Pokręciła energicznie głową wychodząc z wanny po szybkiej kąpieli i owijając się w miękki ręcznik, a drugim zawijając turban na głowie. Odpychała od siebie straszne myśli, choć w głębi duszy wiedziała, że mogło się stać wszystko. Równie dobrze Matt mógł już nie żyć.
Niemal biegiem wróciła do pokoju i od razu złapała telefon. Niecierpliwie czekała aż urządzenie się włączy. Miała wrażenie, że trwa to bardzo długo. Kiedy w końcu telefon włączył się, od razu przyszło kilka wiadomości. Kilka nieodebranych połączeń. Cholera. Coś musiało się stać.
Nie znała numeru, który poprzedniego wieczora próbował się z nią skontaktować, jednak czuła, że powinna oddzwonić. Bez dłuższego zastanowienia zadzwoniła pod nieznany numer.
Po chwili usłyszała znajomy głos Nathalie.
- Nathalie? Tu Leanne. Dzwoniłaś wczoraj do mnie – zaczęła szybko czują narastający niepokój. – Coś się stało?
- Matt został postrzelony – powiedziała bez zbędnego wstępu.
Serce Leanne zamarło, a cała krew odpłynęła z twarzy. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają i w jednej chwili już siedziała na łóżku, drżącą dłonią trzymając telefon przy uchu.
- Ale jak to? – szepnęła.
- Może będzie lepiej kiedy się spotkamy i powiem ci o wszystkim?
- Dobrze. Gdzie?
- Mogę być u ciebie za pół godziny.
- Czekam na ciebie.
A potem rozłączyła się.
Wiedziała, że coś się stało! Czuła to! Od samego początku czuła, że stanie się coś złego. I to wszystko była tylko jej wina. To ona go w to wciągnęła i to on na tym ucierpiał. Poczuła jak pieką ją oczy i najzwyczajniej w świecie rozpłakała się na dobre. Jak mogła być taka głupia. Jak mogła mu pozwolić na to, żeby w ogóle się w to wszystko angażował? Nie powinna mu nic mówić. Powinna to wszytko inaczej załatwić. A tymczasem wszystko potoczyło się innym torem i znalazła się w sytuacji, z której nie było już odwrotu.
Otarła łzy, które co chwila napływały jej do oczu, żeby chwilę potem znaleźć się na jej policzkach. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok zatrzymał się na białej sukni. Rozpłakała się jeszcze bardziej, raz po raz chwytając głośno powietrze, którego co chwila jej brakowało. Miała wrażenie, że się dusi, przytłoczona całą tą sytuacją i obrotem spraw. Ślub już dzisiaj. Za godzinę zaczną się schodzić różne osoby, które zadbają o jej wygląd. Trzeba ułożyć fryzurę, zrobić makijaż…
Płakała, nie mogąc się opanować. Dopiero pukanie do drzwi sprawiło, że wróciła do rzeczywistości.
- Nie ma mowy! – zapłakała w poduszkę. – Nigdzie nie idę! Dajcie mi spokój!
Chwilę potem drzwi otworzyły się i do pomieszczenia ktoś wszedł, jednak dziewczyna wcale nie zawracała sobie tym głowy. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
- Leanne – Nathalie potrząsnęła ją za ramię. – Leanne, popatrz na mnie!
Szatynka uniosła głowę, patrząc zapuchniętymi oczami na blondynkę.
- Przecież zamknęłam drzwi na klucz – mruknęła. – Jak tu weszłaś?
- Mam swoje sposoby – odparła tamta, pomagając jej wstać. – A ty wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście. Ogarnij się dziewczyno!
- Łatwo ci mówić! – odwarknęła.
Nathalie usiadła obok Leanne na łóżku.
- Posłuchaj mnie. Matt nie jest w najlepszym stanie, ale żyje – powiedziała blondynka.
Leanne poczuła wielką ulgę. Tak się bała!
- Ale gdybym za nim nie poszła, to już mogłoby go nie być – dodała. – Wyszedł się przewietrzyć, ochłonąć, bo nie udało nam się znaleźć nikogo, kto by zlikwidował Blake’a i całe zadanie spadło na Matt’a. Nie wiem jak doszło tego wszystkiego, bo kiedy wyszłam na zewnątrz Matt już oberwał, a gość co to zrobił wsiadł do samochodu i uciekł, zanim zdążyłam spisać numery. Nie mam pojęcia kto to był, ale jeśli chciał zabić Matt’a, to mu się nie udało.
Dziewczyna słuchała wszystkiego czując jak nowe łzy napływają jej do oczu. Łzy rozpaczy pomieszane ze łzami szczęścia nie do opisania.
- Gdzie on teraz jest?
- W szpitalu – odparła, po czym uśmiechnęła się. – Wyobraź sobie, że kiedy tylko odzyskał przytomność, chciał biec do ciebie.
Odwzajemniła uśmiech przez łzy.
- Teraz już i tak jest za późno, żeby cokolwiek zrobić – westchnęła Leanne. – Już jest za późno. Wszystko stracone. I w dodatku przeze mnie Matt został ranny.
- Przestań. Do ślubu jeszcze parę godzin – mówiła szybko blondynka. – Zobaczysz, jeszcze coś uda nam się wymyślić.
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz – westchnęła bliska kolejnego wybuchu płaczu, a do jej uszu dobiegło pukanie do drzwi. – To pewnie fryzjerka. Idź już, proszę. Idź do Matt’a i powiedz mu, że przyjdę dziś tak szybko jak będę mogła. Zostaw mi tylko jeszcze adres tego szpitala.
Blondynka tylko się uśmiechnęła, a potem bez słowa wyszła, przepuszczając w drzwiach dziewczynę o krótkich czarnych włosach. Kobieta już chciała coś powiedzieć, ale Leanne unosząc dłoń i kręcąc głową powstrzymała ją.
- Nie musi pani nic mówić – powiedziała zrezygnowana. – Proszę tylko dać mi pięć minut, przebiorę się.
Następnie podniosła się i poszła do łazienki, gdzie zamieniła ręcznik na szlafrok, rzucając mokry materiał na podłogę. Ręcznik, który miała na głowie również wylądował na jasnych płytkach w pobliżu wanny, a ona sama z wilgotnymi jeszcze włosami wróciła do pokoju, gdzie zajęła miejsce przy toaletce.
- Niech pani robi to, co musi – powiedziała uśmiechając się blado. – Niech je pani jakoś ładni upnie czy coś.
- Pan Blake zażyczył sobie, żeby były rozpuszczone – rzuciła niepewnie.
- Ale ja sobie życzę, żeby były upięte – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – W tej kwestii pan Blake nie ma zbyt wiele do powiedzenia.
- Oczywiście.
A potem zabrała się za długie włosy dziewczyny. Na samym początku rozczesała lekko wilgotne włosy, po czym zabrała się za suszenie. Przez cały czas starała się nie ciągnąć, nie szarpać i robiła wszystko tak delikatnie, że Leanne prawie usnęła.
Minęło dużo czasu, zanim kobiecie udało się doprowadzić włosy do jakiegoś ładu. Przez niemal dwie godziny starała się tworzyć jakieś wymyślne fryzury, aż w końcu po trzeciej godzinie walki z włosami zrezygnowała z dalszych prób. Wpadła na inny pomysł. Zebrała i ładnie ułożyła włosy, zaczynając od samego czubka. Potem krok po kroku zaczęła pleść luźny warkocz, który zaczynał się od połowy głowy, a kończył na piersi. Kilka wypuszczonych, lekko skręconych pasemek włosów dodawało większego uroku fryzurze. Kobieta utrwaliła wszystko dużą ilością lakieru do włosów, a na koniec powpinała na całej długości warkocza drobne białe różyczki. Kiedy Leanne popatrzyła w lustro, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Takie proste, a takie piękne.
Fryzurę miała już za sobą, ale przed nią było jeszcze wiele atrakcji.
Jeffrey po całonocnej tułaczce wrócił do swojego mieszkania. Znowu nie spał całą noc i powoli zaczynało mu się to dawać we znaki. Był przemęczony, ale nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, dopóki jego rodzina nie będzie bezpieczna.
Ledwie zdążył zamknąć za sobą drzwi, a ciszę rozdarł dźwięk dzwoniącego telefonu. Zamarł. Po raz pierwszy w życiu chciał, żeby to dzwonił Chris. Najlepiej z informacją, że wypuścił jego żonę i córkę. Z wiadomością, że nic im nie jest.
Podbiegł do telefonu i odebrał.
- Tak?
- Jeff, byłeś jednym z moich najlepszych ludzi – zaczął Chris lekko znudzonym tonem. – I jest mi przykro, że tak spaprałeś to zadanie. Miałeś zabić jednego człowieka. Strzelić mu między oczy. Albo w serce. A ty tak spudłowałeś.
- Wypuść ich – wyjąkał bliski szaleństwa.
- Teraz to już nic nie zmieni – warknął lodowatym tonem. – Ale nie dałeś mi innego wyboru. One nie żyją. Obie nie żyją.
A potem rozłączył się.
Jeff poczuł, jak ziemia osuwa mu się pod stopami. Telefon wypadł mu z dłoni i wpadł gdzieś pod kanapę, ale nie dbał o to. Ostatnio mało spał, był przemęczony. Przez to zaczął popełniać błędy. Błędy, za które ktoś niewinny zapłacił życiem. Chris kazał zabić jego żonę i córkę.
- Nie daruję ci tego – wycedził przez zaciśnięte zęby i wybiegł z mieszkania.
Ubrana w białą suknię, z włosami upiętymi w piękny warkocz i delikatnym, ale wyraźnym makijażem, Leanne wyglądała jak księżniczka. Siłą woli powstrzymywała się, żeby znowu się nie rozpłakać. Już nie było odwrotu.
Siedząc w limuzynie, która wiozła ich do kościoła, czuła się jak przestępca w drodze na egzekucję. Czuła wszechogarniającą pustkę i bezsilność. Czuła, że już nic nie może zrobić, żeby to wszystko zatrzymać. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy Chris ujął jej dłoń i zaplótł ich palce razem. Starała się wszystko ignorować i podchodzić do wszystkiego bez emocji. Starała się za wszelką cenę powstrzymać od płaczu, choć powieki piekły ją niemiłosiernie, łzy cisnęły się do oczu, a w gardle rosła gula nie do przełknięcia.
Po długiej chwili limuzyna zatrzymała się tuż przed szerokimi betonowymi schodami. Czuła się taka otumaniona i przytłoczona, że kiedy ktoś otworzył drzwi, nawet nie ruszyła się z miejsca. Dopiero mocne szarpnięcie za rękę sprawiło, że dziewczyna wysiadła z samochodu, o mało nie przewracając się o własne nogi.
Kiedy stali obok siebie, przywitał ich szum ożywionych rozmów, westchnień zazdrości i wybuchów zachwytów. W innych okolicznościach byłaby wniebowzięta. To byłby jej najpiękniejszy dzień w życiu. Ale nie w tym przypadku.
- Hej, jak się trzymasz? – usłyszała obok siebie melodyjny głos Charlie.
Bez słowa popatrzyła na siostrę, a po jej policzkach spłynęły dwie gorące łzy. Pokręciła głową, tłumiąc w sobie złość pomieszaną z bezsilnością.
- A jak mam się trzymać? – szepnęła, na co siostra przytuliła ją mocno. – Jestem w rozsypce i ledwo się powstrzymuję, żeby nie wybuchnąć płaczem.
Charlotte nic już więcej nie powiedziała. Rozumiała ból siostry, ale nie była w stanie jej pomóc. Sama też nie chciała, żeby ją spotkało coś podobnego.
Leanne otarła łzy wierzchem dłoni i uśmiechnęła się słabo. Na lepszy uśmiech w tamtej chwili nie było jej stać. Nie była w stanie uśmiechać się, kiedy jej serce rozdzierał ból.
W pewnej chwili dostrzegła, że ktoś z determinacją przedziera się przez zgromadzony przed kościołem tłum. Przez chwilę nie wiedziała kim jest ten człowiek, ale kiedy stanął naprzeciwko nich, niemal od razu go poznała. Był to Jeffrey. Jeden z „wafli” Chris’a. Zerknęła kątem oka na blondyna. Nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi.
- Zabiłeś je! – zawył mężczyzna wymachując pistoletem dookoła, po czym wycelował prosto w Chris’a. – Zabiłeś moją żonę i córkę!
Leanne słuchała tych słów z rosnącym przerażeniem. Odsunęła się od blondyna, który stał zdumiony wpatrując się w Jeffrey’a, nie bardzo wiedząc, jaki ruch powinien wykonać.
- To nie Wilde powinien umrzeć – ciągnął dalej. – Tylko ty.
Wszystko działo się tak szybko, że nim się obejrzała Chris leżał na ziemi z dziurą po kuli idealnie na środku czoła, a plama ciemnej krwi wokół niego stopniowo zaczęła się powiększać. Jeffrey przeniósł swój wzrok z ciała blondyna na Leanne i przystawił sobie lufę pistoletu do skroni.
- Przepraszam – powiedział jeszcze, a potem nacisnął spust.
Przerażona i otoczona przeraźliwymi krzykami ze wszystkich stron, nie wiedziała co ma robić. Patrzyła to na ciała, to na ludzi biegających wokół i nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Była wolna. Udało się.
Szybko zerwała się na równe nogi w poszukiwaniu ładowarki, a kiedy ją znalazła, podłączyła telefon. Niestety bateria była jeszcze zbyt słaba, żeby można było go włączyć. Trzeba chwilę poczekać. Kiedy telefon powoli się ładował, ona poszła do łazienki, a jej myśli przez cały czas krążyły wokół Matt’a i tego jak głupia była, nie sprawdzając stanu baterii. Może coś się stało? Może próbował się z nią skontaktować? Może…
Pokręciła energicznie głową wychodząc z wanny po szybkiej kąpieli i owijając się w miękki ręcznik, a drugim zawijając turban na głowie. Odpychała od siebie straszne myśli, choć w głębi duszy wiedziała, że mogło się stać wszystko. Równie dobrze Matt mógł już nie żyć.
Niemal biegiem wróciła do pokoju i od razu złapała telefon. Niecierpliwie czekała aż urządzenie się włączy. Miała wrażenie, że trwa to bardzo długo. Kiedy w końcu telefon włączył się, od razu przyszło kilka wiadomości. Kilka nieodebranych połączeń. Cholera. Coś musiało się stać.
Nie znała numeru, który poprzedniego wieczora próbował się z nią skontaktować, jednak czuła, że powinna oddzwonić. Bez dłuższego zastanowienia zadzwoniła pod nieznany numer.
Po chwili usłyszała znajomy głos Nathalie.
- Nathalie? Tu Leanne. Dzwoniłaś wczoraj do mnie – zaczęła szybko czują narastający niepokój. – Coś się stało?
- Matt został postrzelony – powiedziała bez zbędnego wstępu.
Serce Leanne zamarło, a cała krew odpłynęła z twarzy. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają i w jednej chwili już siedziała na łóżku, drżącą dłonią trzymając telefon przy uchu.
- Ale jak to? – szepnęła.
- Może będzie lepiej kiedy się spotkamy i powiem ci o wszystkim?
- Dobrze. Gdzie?
- Mogę być u ciebie za pół godziny.
- Czekam na ciebie.
A potem rozłączyła się.
Wiedziała, że coś się stało! Czuła to! Od samego początku czuła, że stanie się coś złego. I to wszystko była tylko jej wina. To ona go w to wciągnęła i to on na tym ucierpiał. Poczuła jak pieką ją oczy i najzwyczajniej w świecie rozpłakała się na dobre. Jak mogła być taka głupia. Jak mogła mu pozwolić na to, żeby w ogóle się w to wszystko angażował? Nie powinna mu nic mówić. Powinna to wszytko inaczej załatwić. A tymczasem wszystko potoczyło się innym torem i znalazła się w sytuacji, z której nie było już odwrotu.
Otarła łzy, które co chwila napływały jej do oczu, żeby chwilę potem znaleźć się na jej policzkach. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok zatrzymał się na białej sukni. Rozpłakała się jeszcze bardziej, raz po raz chwytając głośno powietrze, którego co chwila jej brakowało. Miała wrażenie, że się dusi, przytłoczona całą tą sytuacją i obrotem spraw. Ślub już dzisiaj. Za godzinę zaczną się schodzić różne osoby, które zadbają o jej wygląd. Trzeba ułożyć fryzurę, zrobić makijaż…
Płakała, nie mogąc się opanować. Dopiero pukanie do drzwi sprawiło, że wróciła do rzeczywistości.
- Nie ma mowy! – zapłakała w poduszkę. – Nigdzie nie idę! Dajcie mi spokój!
Chwilę potem drzwi otworzyły się i do pomieszczenia ktoś wszedł, jednak dziewczyna wcale nie zawracała sobie tym głowy. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
- Leanne – Nathalie potrząsnęła ją za ramię. – Leanne, popatrz na mnie!
Szatynka uniosła głowę, patrząc zapuchniętymi oczami na blondynkę.
- Przecież zamknęłam drzwi na klucz – mruknęła. – Jak tu weszłaś?
- Mam swoje sposoby – odparła tamta, pomagając jej wstać. – A ty wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście. Ogarnij się dziewczyno!
- Łatwo ci mówić! – odwarknęła.
Nathalie usiadła obok Leanne na łóżku.
- Posłuchaj mnie. Matt nie jest w najlepszym stanie, ale żyje – powiedziała blondynka.
Leanne poczuła wielką ulgę. Tak się bała!
- Ale gdybym za nim nie poszła, to już mogłoby go nie być – dodała. – Wyszedł się przewietrzyć, ochłonąć, bo nie udało nam się znaleźć nikogo, kto by zlikwidował Blake’a i całe zadanie spadło na Matt’a. Nie wiem jak doszło tego wszystkiego, bo kiedy wyszłam na zewnątrz Matt już oberwał, a gość co to zrobił wsiadł do samochodu i uciekł, zanim zdążyłam spisać numery. Nie mam pojęcia kto to był, ale jeśli chciał zabić Matt’a, to mu się nie udało.
Dziewczyna słuchała wszystkiego czując jak nowe łzy napływają jej do oczu. Łzy rozpaczy pomieszane ze łzami szczęścia nie do opisania.
- Gdzie on teraz jest?
- W szpitalu – odparła, po czym uśmiechnęła się. – Wyobraź sobie, że kiedy tylko odzyskał przytomność, chciał biec do ciebie.
Odwzajemniła uśmiech przez łzy.
- Teraz już i tak jest za późno, żeby cokolwiek zrobić – westchnęła Leanne. – Już jest za późno. Wszystko stracone. I w dodatku przeze mnie Matt został ranny.
- Przestań. Do ślubu jeszcze parę godzin – mówiła szybko blondynka. – Zobaczysz, jeszcze coś uda nam się wymyślić.
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz – westchnęła bliska kolejnego wybuchu płaczu, a do jej uszu dobiegło pukanie do drzwi. – To pewnie fryzjerka. Idź już, proszę. Idź do Matt’a i powiedz mu, że przyjdę dziś tak szybko jak będę mogła. Zostaw mi tylko jeszcze adres tego szpitala.
Blondynka tylko się uśmiechnęła, a potem bez słowa wyszła, przepuszczając w drzwiach dziewczynę o krótkich czarnych włosach. Kobieta już chciała coś powiedzieć, ale Leanne unosząc dłoń i kręcąc głową powstrzymała ją.
- Nie musi pani nic mówić – powiedziała zrezygnowana. – Proszę tylko dać mi pięć minut, przebiorę się.
Następnie podniosła się i poszła do łazienki, gdzie zamieniła ręcznik na szlafrok, rzucając mokry materiał na podłogę. Ręcznik, który miała na głowie również wylądował na jasnych płytkach w pobliżu wanny, a ona sama z wilgotnymi jeszcze włosami wróciła do pokoju, gdzie zajęła miejsce przy toaletce.
- Niech pani robi to, co musi – powiedziała uśmiechając się blado. – Niech je pani jakoś ładni upnie czy coś.
- Pan Blake zażyczył sobie, żeby były rozpuszczone – rzuciła niepewnie.
- Ale ja sobie życzę, żeby były upięte – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – W tej kwestii pan Blake nie ma zbyt wiele do powiedzenia.
- Oczywiście.
A potem zabrała się za długie włosy dziewczyny. Na samym początku rozczesała lekko wilgotne włosy, po czym zabrała się za suszenie. Przez cały czas starała się nie ciągnąć, nie szarpać i robiła wszystko tak delikatnie, że Leanne prawie usnęła.
Minęło dużo czasu, zanim kobiecie udało się doprowadzić włosy do jakiegoś ładu. Przez niemal dwie godziny starała się tworzyć jakieś wymyślne fryzury, aż w końcu po trzeciej godzinie walki z włosami zrezygnowała z dalszych prób. Wpadła na inny pomysł. Zebrała i ładnie ułożyła włosy, zaczynając od samego czubka. Potem krok po kroku zaczęła pleść luźny warkocz, który zaczynał się od połowy głowy, a kończył na piersi. Kilka wypuszczonych, lekko skręconych pasemek włosów dodawało większego uroku fryzurze. Kobieta utrwaliła wszystko dużą ilością lakieru do włosów, a na koniec powpinała na całej długości warkocza drobne białe różyczki. Kiedy Leanne popatrzyła w lustro, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Takie proste, a takie piękne.
Fryzurę miała już za sobą, ale przed nią było jeszcze wiele atrakcji.
Jeffrey po całonocnej tułaczce wrócił do swojego mieszkania. Znowu nie spał całą noc i powoli zaczynało mu się to dawać we znaki. Był przemęczony, ale nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, dopóki jego rodzina nie będzie bezpieczna.
Ledwie zdążył zamknąć za sobą drzwi, a ciszę rozdarł dźwięk dzwoniącego telefonu. Zamarł. Po raz pierwszy w życiu chciał, żeby to dzwonił Chris. Najlepiej z informacją, że wypuścił jego żonę i córkę. Z wiadomością, że nic im nie jest.
Podbiegł do telefonu i odebrał.
- Tak?
- Jeff, byłeś jednym z moich najlepszych ludzi – zaczął Chris lekko znudzonym tonem. – I jest mi przykro, że tak spaprałeś to zadanie. Miałeś zabić jednego człowieka. Strzelić mu między oczy. Albo w serce. A ty tak spudłowałeś.
- Wypuść ich – wyjąkał bliski szaleństwa.
- Teraz to już nic nie zmieni – warknął lodowatym tonem. – Ale nie dałeś mi innego wyboru. One nie żyją. Obie nie żyją.
A potem rozłączył się.
Jeff poczuł, jak ziemia osuwa mu się pod stopami. Telefon wypadł mu z dłoni i wpadł gdzieś pod kanapę, ale nie dbał o to. Ostatnio mało spał, był przemęczony. Przez to zaczął popełniać błędy. Błędy, za które ktoś niewinny zapłacił życiem. Chris kazał zabić jego żonę i córkę.
- Nie daruję ci tego – wycedził przez zaciśnięte zęby i wybiegł z mieszkania.
Ubrana w białą suknię, z włosami upiętymi w piękny warkocz i delikatnym, ale wyraźnym makijażem, Leanne wyglądała jak księżniczka. Siłą woli powstrzymywała się, żeby znowu się nie rozpłakać. Już nie było odwrotu.
Siedząc w limuzynie, która wiozła ich do kościoła, czuła się jak przestępca w drodze na egzekucję. Czuła wszechogarniającą pustkę i bezsilność. Czuła, że już nic nie może zrobić, żeby to wszystko zatrzymać. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy Chris ujął jej dłoń i zaplótł ich palce razem. Starała się wszystko ignorować i podchodzić do wszystkiego bez emocji. Starała się za wszelką cenę powstrzymać od płaczu, choć powieki piekły ją niemiłosiernie, łzy cisnęły się do oczu, a w gardle rosła gula nie do przełknięcia.
Po długiej chwili limuzyna zatrzymała się tuż przed szerokimi betonowymi schodami. Czuła się taka otumaniona i przytłoczona, że kiedy ktoś otworzył drzwi, nawet nie ruszyła się z miejsca. Dopiero mocne szarpnięcie za rękę sprawiło, że dziewczyna wysiadła z samochodu, o mało nie przewracając się o własne nogi.
Kiedy stali obok siebie, przywitał ich szum ożywionych rozmów, westchnień zazdrości i wybuchów zachwytów. W innych okolicznościach byłaby wniebowzięta. To byłby jej najpiękniejszy dzień w życiu. Ale nie w tym przypadku.
- Hej, jak się trzymasz? – usłyszała obok siebie melodyjny głos Charlie.
Bez słowa popatrzyła na siostrę, a po jej policzkach spłynęły dwie gorące łzy. Pokręciła głową, tłumiąc w sobie złość pomieszaną z bezsilnością.
- A jak mam się trzymać? – szepnęła, na co siostra przytuliła ją mocno. – Jestem w rozsypce i ledwo się powstrzymuję, żeby nie wybuchnąć płaczem.
Charlotte nic już więcej nie powiedziała. Rozumiała ból siostry, ale nie była w stanie jej pomóc. Sama też nie chciała, żeby ją spotkało coś podobnego.
Leanne otarła łzy wierzchem dłoni i uśmiechnęła się słabo. Na lepszy uśmiech w tamtej chwili nie było jej stać. Nie była w stanie uśmiechać się, kiedy jej serce rozdzierał ból.
W pewnej chwili dostrzegła, że ktoś z determinacją przedziera się przez zgromadzony przed kościołem tłum. Przez chwilę nie wiedziała kim jest ten człowiek, ale kiedy stanął naprzeciwko nich, niemal od razu go poznała. Był to Jeffrey. Jeden z „wafli” Chris’a. Zerknęła kątem oka na blondyna. Nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi.
- Zabiłeś je! – zawył mężczyzna wymachując pistoletem dookoła, po czym wycelował prosto w Chris’a. – Zabiłeś moją żonę i córkę!
Leanne słuchała tych słów z rosnącym przerażeniem. Odsunęła się od blondyna, który stał zdumiony wpatrując się w Jeffrey’a, nie bardzo wiedząc, jaki ruch powinien wykonać.
- To nie Wilde powinien umrzeć – ciągnął dalej. – Tylko ty.
Wszystko działo się tak szybko, że nim się obejrzała Chris leżał na ziemi z dziurą po kuli idealnie na środku czoła, a plama ciemnej krwi wokół niego stopniowo zaczęła się powiększać. Jeffrey przeniósł swój wzrok z ciała blondyna na Leanne i przystawił sobie lufę pistoletu do skroni.
- Przepraszam – powiedział jeszcze, a potem nacisnął spust.
Przerażona i otoczona przeraźliwymi krzykami ze wszystkich stron, nie wiedziała co ma robić. Patrzyła to na ciała, to na ludzi biegających wokół i nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Była wolna. Udało się.
-------------------------------------------------------------------
I to już ostatni rozdział Idealnego Świata. Przed nami jeszcze epilog, który pojawi się za tydzień. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i, że jesteście choć trochę zadowoleni, czego ja sama nie mogę powiedzieć. Nie wiem czy tak chciałam napisać ten rozdział...
No nic.
Opinię zostawiam Wam ;-)
Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie ktoś, kto powie "Było świetne!".
Pozdrawiam Was i zapraszam tu za tydzień!
:*
Zanim zacznę czytać chcę Ci powiedzieć, że ogromnie się zżyłam z tym opowiadaniem i nie wyobrażam sobie, że to już koniec;/ I mam do Ciebie bardzo ważne pytanie...Co dalej? Masz zamiar pisać coś nowego? Prosiłabym, żebyś odpisała na to pytanie, bo ogromnie mnie to nurtuje! :D
OdpowiedzUsuńBoję się. Serio, boję się przeczytać ten rozdział. Boję się, że opiszesz tu ślub, że uśmiercisz Matta albo że stanie się coś, co wbije mnie w fotel. Ale z drugiej strony jestem tak ciekawa, że już mnie rozwala!
No dobra... uwaga, czytam...
Jezu, ale mi stracha napędziłaś! Wszystkiego się spodziewałam, różne rozwiązania mi po głowie chodziły, ale nie sądziłam, że to wszystko rozwiąże się w ten sposób! Ani przez myśl mi nie przeszło, że to Jeff zabije Chrisa;D Haha idealne rozwiązanie sytuacji. Nie dość, że ani Leanne ani Matt nie są zbroczeni krwią tego mordercy to jeszcze nie doszło do slubu i nic nie stoi na przeszkodzie do szczęście L&M. Idealnie! A ja się tak bałam tego rozdziału. No i po co?;D
W gruncie rzeczy żal mi Jeffrey'a. Robił złe rzeczy, był wplątany w gówno i pomagał Chrisowi, a potem strzelił do Matta, ale mimo to jest mi go żal. Nie wyobrażam sobie, co musiał czuć, gdy dowiedział się o porwaniu żony i córki. Życie w strachu musiało być naprawdę koszmarne. A potem wiadomość, że ten bydlak je zabił... Nie dziwię się, że zachował się w ten sposób. I nie dziwię się, że strzelił sobie w łeb. Nie zasłużył na AŻ tak straszny koniec. Przynajmniej tak mi się wydaje... Fakt, postrzelił Matta i mógł go zabić, ale robił to przez szantaż i potrafię go zrozumieć.
Co do Leanne, była świadkiem dwóch śmierci, a myśli tylko o tym, że wreszcie jest wolna. Z jednej strony to straszne, a z drugiej pokazałaś w ten sposób jak bardzo była zastraszana i jak bardzo pragnęła wolności. I wcale się nie dziwię, że ma w gdzieś śmierć Chrisa. Utrata życia zawsze działa negatywnie na świadków zdarzenia, ale w tym wypadku ofiara na to zasłużyła. Ten świat będzie piękniejszy bez niego.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! <3
I dziękuję, że nie zabiłaś Matta! :D odetchnęłam z ulgą..
Było lepiej niż świetne!!!
Błąd: "Było to Jeffrey."- był nie było.
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało i już poprawiam błąd :* Szczerze mówiąc miałam plan na ten rozdział, ale nie bardzo wiedziałam jak się za niego zabrać, ale z tego co widzę nie wyszło tak tragicznie jak myślałam ;-)
UsuńOdpowiadając na Twoje pytanie: Tak, zamierzam pisać coś nowego. Nie rzucę pisania tak szybko. W głowie mam pełno pomysłów ale jak na razie tylko jeden z nich mam rozplanowany dokładnie, rozdział po rozdziale ;-)
Bardzo mi się podoba Twoja interpretacja! Co do Jeffrey'a. Hm, może i nie zasłużył na taki koniec, ale chciałam tym pokazać, że człowiek załamany, pozbawiony brutalnie bliskich, których kochał nad życie, nie jest w stanie żyć dalej ze świadomością, że poniekąd się do tej śmierci przyczynił (mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli). Takiemu człowiekowi w jednej chwili zawala się cały świat i nie ma dla kogo żyć.
Proszę Cię... Nie mogłabym zabić Matt'a! :D
Dziękuję za szczery komentarz :*
Najpierw chciałam zaznaczyć, że nie jestem mistrzynią w pisaniu komentarzy, bo czasami trudno mi zebrać myśli. I chyba teraz właśnie tak jest. Może to będzie mało odkrywcze - ale to było świetne.
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa co się stanie. Choć lekko podejrzewałam, że Jeffrey może zdecydować się na ten ostateczny krok. Co więcej dziwi mnie postawa Chris'a, który przecież dość długo obracał się w takim świecie, powinien być doskonale poinformowany do czego zdolni są ludzie, którzy stracili wszystko. A zachował się jak .. idiota. Nie podejrzewając kompletnie, że Jeff może chcieć się zemścić. W końcu nie każdego dnia tracisz jedyną bliską Ci rodzinę. A Chris zachował się po prostu nierozważnie.
Dalej ciekawi mnie jak może to wpłynąć na Leanne - w końcu nie każdego dnia zabijają na Twoich oczach Twojego "narzeczonego". Ona owszem go nienawidziła, ale chyba jakoś to na nią wpłynie. No i najbardziej ciekawi mnie czy matka się o wszystkim dowie, szkoda że Leanne nie wykrzyczała jej całej prawdy, pokazując dobitnie na co skazała swoją córkę. Sprzedając ją dla pieniędzy, pieniędzy których zawsze miała i nie wyobrażała sobie bez nich życia.
Jak mówiłam mało składnie, wybacz :*
Dobra, zawaliłam na całej linii. Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale już wszystko nadrobiłam i oto jestem. Nawet nie wiesz, jak się szczerzyłam, kiedy przeczytałam, że Chris nie żyje. Nareszcie! Jak ja go nienawidziłam. Ach, te cudowne zbiegi okoliczności. Żadne z nich nie jest winne, a Chris i tak nie żyje. Ale ten Jeff miał tupet. Wpaść w środku ślubu i od tak zabić sobie faceta. Chociaż ja myślałam, że on wpadnie w środku tej przysięgi, to by było takie dramatyczne. :D
OdpowiedzUsuńNo cóż, mam nadzieję, że Leanne wszystko się ułoży i, że Matt szybko wyzdrowieje.
Przepraszam za chaotyczny komentarz, ale tyle emocji wzbudził we mnie ten rozdział, że nie wiedziałam od czego mam zacząć. Rozdział bardzo mi się podobał i możesz mi nie wierzyć, ale był naprawdę świetny. :)
Nie wiem czy już czytałaś czy nie, ale zapraszam na ostatni rozdział Ognistowłosej oraz na mój nowy blog z miniaturkami.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!