niedziela, 17 maja 2015

Chapter XV



          Obudził ją sygnał przychodzącej wiadomości. Zaspana sięgnęła po telefon, nie zawracając sobie głowy zapalaniem światła. Przymrużyła oczy, kiedy podświetliła ekran i odebrała wiadomość, która zawierała jedynie dwa słowa „zaraz będę”. To jednak wystarczyło, żeby uśmiechnęła się szeroko.
          Niedługo potem usłyszała ciche pukanie w okno. Westchnęła, po czym podniosła się i podeszła do drzwi balkonowych, otworzyła je i nie czekając aż brunet wejdzie do środka, wróciła do łóżka. Cieszyła się, że w końcu do niej przyszedł, ale była też zmęczona i senna.
          Przykrywając się kołdrą usłyszała jak coś stawia na podłodze, a potem drepcze cichutko do łazienki i znika za drzwiami. Uśmiechnęła się znowu. Jak dla niej, to mogłoby być tak już zawsze. Nie mogła się już tego doczekać.
          Nawet nie zorientowała się kiedy usnęła. Dopiero po jakimś czasie obudził ją Matt, który objął ją i przyciągnął do siebie tak, że ich ciała zetknęły się ze sobą. Wzdrygnęła się, kiedy poczuła jego chłodne ciało.
          - Jesteś taka cieplutka – mruknął i mocniej się do niej przytulił.
          - A ty zimny – jęknęła sennie. – I w dodatku jeszcze mokry! Ale przynajmniej ładnie pachniesz. Strasznie długo wam się zeszło.
          - Chyba nie jesteś zazdrosna – szepnął i pocałował ją.
          - No nie wiem, a powinnam? – uśmiechnęła się w ciemności. – Spędziliście dzisiaj ze sobą dużo czasu. A poza tym prawie cię nie znam. Skąd mogę wiedzieć, czy nie sypiasz ze swoją asystentką? Tak dla urozmaicenia?
          Zaśmiał się.
          - Uwierz mi na słowo – westchnął. – Od kiedy cię poznałem, nie widzę świata poza tobą.
          - Pewnie każdej to mówisz.
          - Powiedziałem to tylko tobie – szepnął jej do ucha. – Nie obchodzą mnie inne. Naprawdę nie wiem, jak ty to zrobiłaś, ale zakochałem się w tobie na zabój.
          Leanne uśmiechnęła się od ucha do ucha, a serce zabiło jej radośnie. Nie wierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę. Spotkało ją takie szczęście, o jakim nawet nie marzyła. I to poniekąd sprawka Chris’a! gdyby wtedy jej nie uderzył, nie byłoby teraz Matt’a.
          Uniosła głowę ku górze i w ciemności odszukała jego usta po czym pocałowała go gorąco, jedną ręką przegarniając jego włosy, na co chłopak wydał z siebie pomruk zadowolenia. Błądził po jej ciele, a chwilę później pozbył się jej krótkiej nocnej koszulki i przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Dziewczyna westchnęła głośno przymykając powieki.
          Zaraz! Przecież miała go o wszystko wypytać!
          Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i odsunęła go od siebie stanowczo.
          - Co w końcu zaplanowaliście? – zapytała dysząc.
          Ale Matt przyciągnął ją do siebie z powrotem ignorując jej pytanie, ale ona znowu odsunęła go od siebie na niewielką odległość.
          - No słucham!
          - Daj spokój – westchnął zniecierpliwiony, kiedy ona prowokacyjnie wysunęła biodro w jego kierunku. – Nie powinnaś wiedzieć.
          - Powiedz.
          Wyszukał jej usta i pocałował ją.
          - Zabiję go – mówił między kolejnymi pocałunkami.
          - To już wiem.
          To ciągłe odpychanie zaczynało go powoli irytować, ale i trochę bawić, więc szybko zmienił pozycję tak, że dziewczyna znalazła się pod nim. Złapał jej ręce i przycisnął do poduszki nad jej głową.
          - Zastrzelę go – oznajmił. – Jeszcze nie wiem czy osobiście, czy kogoś wynajmę, ale to zrobię. I to lada dzień. A teraz przestań stawiać opór, bo cię zwiążę – dodał całując jej szyję.
          - Musisz się pospieszyć – szepnęła.
          - Mam jeszcze trochę czasu.
          Dziewczyna pokręciła głową.
          - Nie. Ślub za dwa dni – powiedziała łamiącym się głosem. – Zrób coś i to szybko, proszę.
          Pocałował ją gorąco i wyszeptał:
          - Zrobię. Obiecuję.


***


          Rankiem, kiedy się obudziła, już go nie było, a miejsce gdzie spał, całkiem wystygło. Jak przez mgłę pamiętała moment, kiedy po cichu wychodził przez balkon, wcześniej całując ją czule na pożegnanie.
          Popatrzyła na zegarek. Prawie południe! Najwyższy czas wstawać! Z uśmiechem na ustach odrzuciła kołdrę na bok, wstała i nucąc piosenkę pod nosem poszła do łazienki. Już dawno nie obudziła się w tak dobrym humorze i miała wrażenie, że nawet Chris nie będzie w tanie popsuć tego dobrego nastroju. Zwłaszcza, że już niedługo go zabraknie.
          Cholera.
          Jak mogła się cieszyć ze śmierci drugiego człowieka? Przez chwilę miałą ochotę zadzwonić do Matt’a i go przekonać, żeby nic nie robił, jednak zawahała się, kiedy dotarło do niej, jakim Chris jest człowiekiem. Sama już nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony chciała tego, jednak z drugiej… Chris był przecież tylko człowiekiem.
          Ale człowiekiem, który ma na swoim sumieniu dużo złych rzeczy – przemknęło jej przez myśl. Przygryzła szczoteczkę do zębów. Czy ja na pewno tego chcę? Śmierci drugiego człowieka?
          - Inaczej skończysz jako jego żona. Wolisz do końca życia być pod jego kontrolą? – odezwał się cichy głosik w jej głowie. – Powiedziałaś, że zrobisz wszystko, żeby tego uniknąć.
          Leanne wypłukała usta i odłożyła szczoteczkę do kubka przy lusterku. Wytarła twarz i spojrzała na swoje odbicie w lustrze nad umywalką.
          - Tylko nie wiedziałam, że to „wszystko” będzie się wiązało z jego śmiercią – wymamrotała pod nosem wychodząc z łazienki. Próbowała nie zaprzątać sobie tym głowy, jednak czekał ją kolejny dzień spędzony w towarzystwie blondyna. Jak miała nie myśleć o tym, że już niedługo ten człowiek przestanie oddychać?
          Pokręciła głową. Miała tylko nadzieję, ze nie będzie musiała na to patrzeć. Może i nie był dobry, ani nie był dla niej kimś specjalnym, to jednak widok krwi od zawsze przyprawiał ją o mdłości i zawroty głowy. Zakładając na siebie bladoróżową sukienkę popatrzyła na zegarek. Miała mało czasu na wyszykowanie się, jednak wystarczająco dużo, żeby jeszcze bardziej znienawidzić cały świat.



          Matt rozłączył się, po czym ze złością rzucił telefon gdzieś w stronę biurka, nie bardzo martwiąc się o to, gdzie wyląduje urządzenie. Westchnął ciężko i opadł na kanapę. Nie miał pojęcia, że praca w firmie ojca będzie tak czasochłonnym zajęciem. To chyba nie dla mnie – pomyślał zrezygnowany, jednak zaraz odrzucił od siebie tę myśl.
          - Najwyższy czas się przyzwyczaić – powiedział do siebie.
          Nie był zadowolony z tego, że przez cały dzień musi siedzieć zamknięty w dusznych pomieszczeniach, jednak kiedy pomyślał o Leanne, uśmiech pojawił się na jego twarzy.  To dla niej postanowił się zmienić. Nie wiedział, czemu tak się dzieje, że ta dziewczyna wywołuje na jego ustach, kiedy tylko o niej pomyśli. Podobało mu się to. Myślenie o niej, przebywanie z nią. To wszystko sprawiało mu tyle radości, co niejedna wycieczka w nieznane.
          Od rana chodził jednak ze spotkania na zebranie i odwrotnie. Nie miał czasu nawet pomyśleć o jedzeniu, a co dopiero wziąć się za planowanie zabójstwa. Wzdrygnął się na samą myśl. Niestety doskonale wiedział, że bez względu na to, jakby nazwał to, co chce zrobić, nadal będzie to obmyślanie planu morderstwa.
          Zawahał się.
          Czy ja na pewno tego chcę? – pomyślał.  Nie wiedział, co ma zrobić. A co jeśli wyjdzie na jaw, że to on za tym wszystkim stoi? Zaraz jednak do głowy przyszły mu wszystkie te okropne rzeczy i czyny, których dopuścił się Blake. Pomyślał o dziewczynie, którą pokochał i jego wątpliwości zniknęły.
          Chwilę potem do pomieszczenia weszła Nathalie z dużym kartonem w dłoniach, z którego unosił się aromatyczny zapach.
          - Pomyślałam, że zgłodniałeś po ciężkiej pracy, więc po drodze skoczyłam do pizzerii – powiedziała stawiając karton na przeszklonym stoliku.
          - Jesteś niezastąpiona – powiedział i zaśmiał się.
          - Wiem!
          - A przy tym jaka skromna! – pokręcił głową i zabrał się za pierwszy kawałek.
          - Och naprawdę, powiedziałbyś mi w końcu coś, czego jeszcze nie wiem – zaśmiała się głośno, po czym szybko spoważniała. – Wiesz, że ślub już jutro?
          - Wiem – mruknął niezadowolony. – I nadal nie wiem, co mam zrobić. Chyba uduszę go własnymi rękami.
          Nathalie pokręciła głową przełykając kawałek pizzy.
          - Tego akurat nie możesz zrobić – powiedziała wycierając usta chusteczką. – Nie możesz sobie pobrudzić rąk. Znaczy możesz, jeśli bardzo chcesz, ale nie musisz.
          - Co chcesz przez to powiedzieć?
          - Znam kilka numerów – mrugnęła do niego porozumiewawczo, na co on popatrzył na nią zdumiony. – Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz.
          Popatrzył na nią i przytaknął w zamyśleniu. Faktycznie. Od czasów, kiedy razem bawili się w piaskownicy, minęło wiele lat, w ciągu których prawie się nie widywali, choć kiedyś dzień bez wspólnych zabaw był dniem straconym. Jednak, kiedy podróżuje się po świecie, nie zawsze udaje się pozostać w kontakcie i dobrych relacjach ze wszystkimi starymi znajomymi. Człowiek chcąc przybliżyć się do tego co nieznane, oddala się od codzienności, zostawiając przeszłość za sobą, przerywając cienką nić kontaktów, które miał i zapominając o miejscach, w których zwykł bywać.
          Tak było i w jego przypadku. Kiedy wrócił po wielu latach wędrówek, nie miał nic poza miejscem, do którego zawsze mógł wrócić. I gdyby nie przekonał się do pracy w firmie ojca, nie odnowiłby kontaktu z Nathalie.
          Przełknął kolejny kawałek pizzy. W jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nigdy niczym się nie wyróżniał. Nigdy nie był nawet na tyle uzdolnionym dzieckiem, żeby wyróżniać się w szkole. Nigdy nie skupiał na sobie uwagi, zawsze otaczając się tylko garstką przyjaciół. Przez całe swoje życie nie zrobił nic szalonego. Czy podróże można było nazwać szaleństwem? Nie. Były poszukiwaniem swojego miejsca, wydeptywaniem własnych ścieżek, ale nigdy czymś spontanicznym.
          A teraz chcesz zabić – odezwał się głosik w jego głowie. – Czy to nie jest szaleństwo?



          Jeff przez całą noc nie zmrużył oka. Bał się. Tak strasznie się bał o życie swoich najbliższych, że nawet nie czuł zmęczenia. Zastanawiał się, co się teraz z nimi dzieje. Czy jeszcze żyją? Pokręcił głową. Muszą żyć. Muszę to zrobić – pomyślał.
          Jego serce na zmianę to przyspieszało swoje bicie, to zwalniało. Brakowało mu powietrza i raz zamykał okno, a raz je otwierał, chodząc nerwowo po całym pokoju. Musi w końcu coś zrobić. Musi zastawić pułapkę. Musi pozbyć się Wilde’a, żeby ratować swoją rodzinę. Musi koniecznie zacząć działać.
          Rozejrzał się dookoła. Nic nie przychodziło mu sensownego na myśl. Wpaść tam i od tak go zabić? I może samemu zginąć? Zerknął kątem oka na zegarek. Nie ma czasu na wymyślanie czegokolwiek innego. Nie ma czasu do stracenia. Najważniejsze, żeby one były bezpieczne.



          Po pizzy nie było już śladu, a pogięty karton leżał wciśnięty w niewielki kosz na śmieci. Jego przerwa powoli dobiegała końca, ale nie miał najmniejszej ochoty wracać na żadne zebranie. Zerknął na Nathalie, która siedziała między porozrzucanymi wokół dokumentami. Zaśmiał się na ten widok. Pamiętał, że dziewczyna nigdy nie potrafiła utrzymać porządku w swoim miejscu pracy. Pamiętał to z zabaw w piaskownicy, o ile piaskownice w ogóle można nazwać miejscem pracy. W każdym razie dookoła zawsze było pełno porozrzucanych zabawek, foremek i łopatek, a w środku całego bałaganu siedziała Nathalie, nie wiedząc czego użyć najpierw, jednocześnie chcąc się bawić wszystkim na raz.
          - Mogłabyś czasem pobiegać za mnie na te wszystkie zebrania i posłuchać tych ważniaków – zaśmiał się odganiając od siebie wspomnienia z dzieciństwa i wracając do rzeczywistości. – Nie ma chyba nic nudniejszego.
          Nathalie pokręciła głową patrząc na niego spod wachlarza rzęs.
          - A co u Leanne? Miałeś z nią dzisiaj jakiś kontakt?
          - Pewnie i to przez całą noc – wyszczerzył się głupkowato.
          Westchnęła zdegustowana.
          - Nie o to pytam.
          - Jak wychodziłem, to jeszcze spała. Bezpieczna w swoim pokoju – odparł poważniejąc.
          - Ona nigdzie nie będzie bezpieczna, dopóki Blake nie zniknie. Nikt z nas teraz już nie jest bezpieczny. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. Idę wykonać kilka telefonów, zaraz wrócę.
          I wyszła zostawiając go samego.
          Matt westchnął. Wiedział o tym doskonale, jednak starał się o tym nie myśleć. Nie chciał każdego dnia budzić się ze świadomością, że to może być jego ostatni. Jednak ona powiedziała to, przed czym uciekał od kilku dni.
          Po kilkunastu minutach wróciła blondynka i usiadła na swoim miejscu, biorąc głęboki oddech.
          - I co?
          - Nic z tego – powiedziała. – Z nikim nie udało mi się nawiązać kontaktu. Zupełna cisza.
          Matt poczuł jak jego serca zaczyna wybijać coraz szybszy rytm. Skoro jej nie udało się skontaktować z żadnym z tych typków, to on sam będzie musiał to zrobić. Niby od samego początku to wiedział i był przygotowany na to, że może do tego dojść. Był gotowy na wszystko i aż się rwał do tego, to jednak teraz poczuł strach. Najzwyczajniejszy w świecie strach. Bał się o Leanne, ale bał się też o siebie.
          - Muszę na chwilę wyjść – powiedział. – Odetchnąć. Zaraz wrócę.
          - Mam iść z tobą?
          - Nie. Chcę być sam.
          A potem szedł już korytarzem w kierunku windy. Musiał się z tym wszystkim oswoić, ale potrzebował czasu. Nie miał go niestety dużo. Musiał obmyślić plan. I załatwić wszystko, a przede wszystkim Blake’a. i to zanim dojdzie do ślubu. Zjechał windą na parter, po czym ruszył w stronę wyjścia. Kiedy przeszedł przez automatyczne drzwi, oślepiły go promienie słońca.
          Pokręcił głową, przetarł twarz dłonią i chciał już wracać, kiedy do jego uszu dobiegło echo przyspieszonych kroków. Odwrócił się w tamtym kierunku i niemal w tej samej chwili usłyszał przytłumiony huk wystrzału, a potem jego ciało rozdarł przeraźliwy ból. Zgiął się w pół, przykładając dłonie do krwawiącego boku. Czuł, że brakuje mu tchu. Chwilę potem usłyszał jak ktoś biegnie, a następnie wsiada do samochodu i odjeżdża z piskiem opon.
          On sam czuł się coraz gorzej, widział coraz więcej krwi wsiąkającej w jego jasną koszulę i spodnie. Jak przez mgłę pamiętał jeszcze blond włosy potargane przez wiatr. A potem zapadła ciemność.



-----------------------------------------------
Jest! Zdążyłam jeszcze dzisiaj! A już się bałam, że nie zdążę :P Mam nadzieję, że was nie zanudziłam i, że nie zrobiłam zbyt wielu rażących błędów, ale pisałam szybko i nawet nie miałam okazji sprawdzić czy wszystko jest ok ;-)
Cóż więcej mogę dodać? Chyba nic.
Opinię pozostawiam Wam :*

Pozdrawiam Was! :*

1 komentarz:

  1. Hejo! ;*
    Rozdział przeczytałam od razu jak dodałaś, ale nie miałam za bardzo czasu by skomentować dlatego przybywam dopiero teraz. Trochę ubolewam nad tym faktem, bo zdążyłam nieco ochłonąć po wszystkich wydarzeniach i pewnie zapomnę połowę rzeczy, które chciałam napisać. No, ale mam nadzieję, że mimo wszystko ten kom beznadziejnie nie wyjdzie;D

    Podobało mi się to, że opisałaś wątpliwości zarówno Leanne jak i Matta. Może i zabójstwo jest w ich sytuacji jedynym rozwiązaniem, a Cris jest kanalią, która nie zasługuje na życie, ale to w dalszym ciągu AŻ morderstwo. Ani Lea ani Matt nie są złymi ludźmi i cieszę się, że mieliśmy okazję dowiedzieć się o ich rozterkach. To dodało im takiej ludzkiej twarzy i pokazało, że to nie jest takie proste pociągnąć za spust.

    Ale powiem Ci, że o ile spodziewałam się Lea będzie to jakoś przeżywać to nie spodziewałam się takich wątpliwości po Mattcie (jezu, jak to odmienić? :D). Do pewnego czasu wydał mi się być bardzo pewny tego co chce zrobić, pogodzony z tym, że stanie się mordercą. Miałam nawet wrażenie, że nie robi mu to większej różnicy i strzeli do Crisa bez mrugnięcia okiem. A widać, że im bliżej akcji tym więcej wątpliwości miał... Czułam, że to nie wypali! Gdy pojawiają się wątpliwości zazwyczaj coś idzie nie tak. No i poszło nie tak. Tylko trochę w inny sposób niż myślałam.

    Czułam kurde, czułam, że ten cały Jeff weźmie się w garść i zrobi coś by ratować rodzinę. W końcu to najsilniejsza motywacja. I w pewnym sensie go nawet rozumiem, ale nie wybaczę mu, że skrzywdził Matta. Nie będę rozpaczać i lamentować, bo wierzę, że wyjdzie z tego cało, ale obawiam się, że Jeff będzie próbował go dobić. Albo że w takim wypadku dojdzie do ślubu.
    Jeju! Nie mam bladego pojęcia, co wymyślisz! :D Z jednej strony to świetne, bo nie ma szans, żebyś mnie nie zaskoczyła, a z drugiej ciekawość to mnie chyba rozsadzi;D

    Pisz szybciutko nastepny, bo czekam bardzo niecierpliwie! <3
    Pozdrawiam! ;***

    OdpowiedzUsuń