Leanne wróciła do domu późno. Po cichu minęła kuchnię i salon, poczym czmychnęła na górę do swojego pokoju. Starała się zachowywać najciszej, jak to było możliwe, gdyż już dawno wszyscy spali. Przemykając pustym korytarzem znowu poczuła się tak jakby znowu miała piętnaście lat, którą z resztą nie tak dawno była, wymykając się spod czujnego oka rodziców. Podobało jej się to. Sprawiało, że wzdłuż jej kręgosłupa przebiegał przyjemny dreszcz.
Kiedy w końcu znalazła się w swoim pokoju, cicho zamknęła za sobą drzwi, poczym odetchnęła z ulgą. Już jestem bezpieczna - pomyślała. Rzuciła torebkę na jeden z foteli, a buty zostawiła obok w nieładzie. Następnie poszła do łazienki, gdzie wzięła szybką kąpiel.
Wyszła stamtąd owinięta w bladoróżowy satynowy szlafroczek, sięgający ledwie do połowy ud. Podchodząc do łóżka usłyszała ciche pukanie do drzwi. Na ten przytłumiony dźwięk serce zamarło jej w piersi. To matka. Na pewno słyszała jak wracam - pomyślała i powoli podeszła do drzwi, poczym niepewnie je uchyliła. Ku jej zaskoczeniu i wielkiej uldze jednocześnie, była to Charlotte. Uśmiechnęła się do niej i przesunęła się tak, żeby zrobić miejsce siostrze.
- Rany boskie, ale mnie wystraszyłaś! - zawołała Leanne, kiedy już zamknęła drzwi.
- Słyszałam jak wróciłaś - powiedziała i uśmiechnęła się. - Chciałabym z tobą pogadać, ale w ciągu dnia nigdy nie ma okazji.
Leanne po raz pierwszy od wielu dni roześmiała się szczerze.
- No cóż, wydaje mi się, że dzisiaj w nocy długo nie zaśniemy.
Obie usiadły wygodnie na łóżku. Charlotte przez chwilę przyglądała się siostrze, poczym uśmiechnęła się szeroko. Już dawno nie widziała Leanne takiej wesołej i beztroskiej.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Leanne? - zapytała, kiedy tamta znowu głośno się zaśmiała. - A raczej kim ON jest...?
Zmierzyła siostrę uważnym spojrzeniem. Charlie wiedziała, że jej dobry humor nigdy nie tworzył się sam z siebie. Zawsze był jakiś czynnik. Jakiś powód. A tak zadowolona jak teraz, to jeszcze nigdy nie była.
Leanne obdarzyła brunetkę wesołym spojrzeniem, poczym wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, nie mogąc się dłużej powstrzymać. Zastanawiała się przez chwilę, jak Charlie to robi i skąd wie takie rzeczy. Jako, że zawsze miały dobry kontakt i ufały sobie, postanowiła powiedzieć jej co nieco na ten temat.
- Nazywa się Matthew Wilde - powiedziała Leanne wzdychając tęsknie. - I jest zabójczo przystojny.
Charlotte otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia, ale zaraz opamiętała się i klasnęła w dłonie zadowolona.
- Wiedziałam! - zawołała i rzuciła Leanne spojrzenie, które mówiło "teraz musisz powiedzieć mi absolutnie wszystko!".
Dziewczyna przewróciła oczami. Charlie uwielbiała drążyć takie tematy. A jak ktoś raz trafił pod jej ostrzał pytań, to już nie zdołał się z niego wydostać. I nikt nie wiedział tego tak dobrze, ani nie odczuł na własnej skórze jak Leanne.
- Całowaliście się już? - zaczęła. - Kiedy się poznaliście? Gdzie? Opowiadaj!
Leanne opowiedziała jej to, o co poprosiła. O tym, jak Chris ją uderzył, jak Matt stanął w jej obronie i że od tamtej pory się często widują. Nie wspomniała jednak ani o jego wizycie, ani o pocałunkach, ani o innych podobnych zbliżeniach.
Charlie przewróciła oczami słysząc jak siostra tylko krąży wokół sedna sprawy.
- No to całowaliście się czy nie? - rzuciła niecierpliwie, patrząc wyczekująco na siostrę.
Leanne westchnęła cicho.
- Tak - odparła w końcu. - Całowaliśmy się.
- Wiedziałam! I jak było?
- Fajnie.
- Fajnie - prychnęła. - Ale ty jesteś wylewna, nie ma co! A doszło do czegoś więcej?
Szatynka zarumieniła się mimowolnie, a dla Charlie był to znak, że siostra nie powiedziała jej jednak wszystkiego. Zrobiła wielkie oczy.
- No proszę! Ładnych rzeczy się dowiaduję! - rzuciła z pretensją w głosie, ale zaraz uśmiechnęła się cwanie. - I jak było? Tylko nie "fajnie"!
Zarumieniona dziewczyna wbiła wzrok w pościel pod sobą. Głupio było jej zwierzać się z takich rzeczy. Zwłaszcza, że z nikim jeszcze nie dzieliła się takimi informacjami. Wzięła głęboki oddech.
- Wspaniale, cudownie i w ogóle.
Z twarzy Charlotte jeszcze długo nie schodził głupkowaty uśmiech. Cieszyła się z tego, że Leanne w końcu była szczęśliwa. Że w końcu uśmiecha się, a ten uśmiech na jej twarzy nie był ani trochę wymuszony. W końcu nie było w nim nic sztucznego. W przypływie entuzjazmu zadała jej jeszcze mnóstwo innych pytań, nie zważając na zakłopotanie siostry.
- Ale powiedz mi, co teraz z Chris'em? - zapytała.
Jak na zawołanie uśmiech zniknął z twarzy Leanne, a w jej oczach pojawił się smutek. Charlotte żałowała, ale musiała zadać to pytanie. W końcu od ich zaręczyn minął ledwie jeden dzień.
- Nie wiem - westchnęła szatynka. - Nie mam pojęcia, co dalej.
- No w każdym razie nie możesz za niego wyjść!
- Nie mogę - przyznała. - Ale ile można tak uciekać?
Charlie popatrzyła na siostrę z niedowierzaniem w oczach. Chciała już coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów, więc otworzyła tylko buzię i zaraz zamknęła ją z powrotem. Tyle chciała powiedzieć! Ale od czego zacząć? Zła w końcu ogarnęła się, złapała siostrę za ramiona i potrząsnęła nią lekko.
- Halo! Jest tam ktoś? - zawołała. - Chyba nie chcesz się teraz poddać! Nie możesz wyjść za tego dupka, skoro kochasz innego!
- Ale jak mam to zrobić? - powiedziała bliska płaczu. - Jak mam się od niego uwolnić?
- Nie wiem - szepnęła tamta. - Nie wiem, ale wiem, że trzeba próbować. Nie można się poddawać, tak jak to chcesz zrobić ty.
Leanne westchnęła.
- Czuję się tak, jakby wciągało mnie morze - powiedziała, a po jej policzku spłynęła samotna łza. - I chociaż rozpaczliwie staram się dopłynąć do brzegu, to mam wrażenie, z każdym dniem zamiast się do niego zbliżyć, jestem coraz dalej. Tonę z każdym dniem coraz bardziej, powoli tracąc nadzieję na ratunek.
- I wiesz, jaki z tego wniosek? - warlnęła zła Charlie, na co Leanne pokręciła głową. - Albo trzeba wołać o pomoc, albo nauczyć się pływać.
Szatynka zamrugała szybko powiekami. Nie takich słów spodziewała się z ust swojej siostry, która zawsze w trudnych chwilach ją pocieszała. W jednej chwili poczuła na policzkach gorące łzy.
- Przepraszam - powiedziała widząc jej łzy. - Ale taka jest prawda.
Leanne otarła wierzchem dłoni mokre słone kropelki.
- Masz rację. Jestem głupia. Najwyższy czas wysłać SOS.
- Nareszcie! - zawołała Charlie. - Cieszę się, że wreszcie zmądrzałaś!
Szatynka otarła mokre policzki. Muszę być silna - pomyślała. - Nie mogę dać sobą manipulować. Nie mogę się tak po prostu podporządkować. Nie mogę!
Westchnęła. Nadchodzą ciężkie dni.
* * *
- Chris, kochanie! - zawołała Leanne wchodząc do przestronnego salonu, gdzie siedział razem z jej matką. - Wszędzie cię szukam!
Podeszła do niego i usiadła obok, poczym posłała mu szeroki uśmiech. Kosztowało ją to bardzo dużo wysiłku, jednak postanowiła się przemóc. Skoro on chce grać w tę grę, dobrze. Zagramy - przemknęło jej przez myśl. Oczywiście nie zamierzała "uczyć się pływać", jak to określiła Charlotte, ale zamierzała przy każdej możliwej okazji doprowadzać go do granic wytrzymałości. Była ciekawa jak długo wytrzyma.
- Co się stało? - zapytał wyraźnie zdziwiony, ale w jego głosie usłyszała nutkę zadowolenia.
- Zostało nam tak mało czasu do ślubu - westchnęła teatralnie. - A ja wciąż nie mam sukienki!
Posłał jej uśmiech.
Nie myśl sobie dupku, że zmieniłam zdanie.
- Jeszcze dzisiaj zadzwonię do najlepszego salonu i uprzedzę ich, że przyjedziesz coś wybrać - powiedział i pogłaskał jej policzek. - Dla ciebie wszystko, moja droga.
- Nie pojedziesz tam ze mną? - zapytała z udawanym smutkiem w głosie.
- Niestety - odparł. - Mam bardzo dużo pracy, kochanie.
Zmierzyła go spojrzeniem. Wolałaby mieć go na oku przez cały czas. Kto wie, co mogłoby przyjść do głowy temu nieobliczalnemu człowiekowi? Bała się nawet o tym myśleć.
Kiedy matka Leanne dyskretnie się ulotniła, a oni zostali sami, wyraz jego twarzy się zmienił. Dostrzegła złość w jego oczach. Przestraszyła się.
- Co ty wyprawiasz? - warknął.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odparła siląc się na spokojny ton.
- Nie? - prychnął. - To ja nie rozumiem, skąd w tobie taka nagła zmiana.
- Doszłam do wniosku, że stawianie oporu nie ma najmniejszego sensu, skarbie - rzuciła słodko. - Co powiesz na romantyczny spacer?
Wstała szybko i ujęła jego dłoń, ale on wcale nie zamierzał ruszać się z miejsca. Chwycił mocniej jej dłoń i pociągnął. Dziewczyna straciła równowagę i chwilę potem siedziała już na jego kolanach.
- Posłuchaj mnie, królewno - rzucił chłodno tuż przy jej uchu. - Nie wiem, co ty kombinujesz, ale wiedz, że i tak z tego nic nie wyjdzie. Będę miał cię na oku - dodał na koniec ostrzegawczym tonem.
- Ależ kochanie - szepnęła starając się zachować spokój. - Nie zawracaj sobie mną głowy. I tak masz dużo pracy.
- Już postanowiłem - warknął. - Poza tym, jeśli jeszcze raz zobaczę cię w obecności tego przybłędy, to nie skończy się to dobrze ani dla niego, ani dla ciebie. Zrozumiałaś?
Pokiwała delikatnie głową. Poczuła jak pieką ją oczy. Która dziewczyna przy zdrowych zmysłach zgodziłaby się wyjść za takiego człowieka? Która normalna kobieta byłaby gotowa spędzić z nim resztę swojego życia? Nie wiedziała. Wiedziała tylko tyle, że musi znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
- Dopilnuję, żeby ten cały Wilde już więcej się do ciebie nie zbliżył - powiedział przerywając jej rozmyślania.
Przeraziła się. Jak on to w ogóle zamierzał zrobić? Jak on chciał utrzymać Matt'a z daleka? Bała się. Bała się tego, co może zrobić. Był nieobliczalny i zdolny do wszystkiego. Był człowiekiem, który przed niczym się nie zawaha.
Jednak dziewczyna nie odezwała się słowem. Jedyne o czym myślała w tamtej chwili, to to, że powinna jak najszybciej ostrzec Matt'a. Nie mogła dopuścić do tego, aby stało mu się coś złego.
Już chciała wstać, kiedy Chris objął ją ramieniem, skutecznie uniemożliwiając jej ucieczkę. Westchnęła zrezygnowana. Albo miał beznadziejne poczucie czasu, albo domyślał się tego, co chciała zrobić. Może już się domyślił, że coś ich łączy? On zawsze miał nosa do spraw, które nie powinny go obchodzić. A raczej miał bardzo dobrych szpiegów.
- Nigdzie nie pójdziesz - mruknął jej do ucha subtelnym tonem. - Nigdzie mi nie uciekniesz.
Chwilę potem poczuła jego dłoń na swoim udzie, która powoli zaczęła przesuwać się coraz wyżej. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, złożył na jej ustach pocałunek. Spanikowana położyła dłonie na jego piersi, starając się go od siebie odsunąć, ale jej próby nie przyniosły żadnego skutku. A on wcale nie zwracał uwagi na jej protesty. Miała wrażenie, że wręcz go tym jeszcze bardziej zachęciła.
Poczuła gorące łzy pod powiekami. To wszystko nie może dziać się naprawdę. Nie może, nie może, nie może... NIE!
W pewnym momencie drzwi otworzyły się i do salonu wróciła jej matka.
- Jak wy pięknie razem wyglądacie! - zawołała uśmiechając się promiennie. - Tak szczęśliwie!
Kiedy Chris odsunął się od niej na bezpieczną odległość, zmierzyła matkę wzrokiem. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę, że cię widzę - pomyślała z ulgą. - Uratowałaś mi życie. Może i wyglądali na szczęśliwych, zakochanych... Ale prawda była zupełnie inna. Prawda była taka, że on chciał jej z jakiegoś niewiadomego powodu, a ona musiała ratować rodzinę przed całkowitym bankructwem. Nic między nimi nie miało się do szczęścia.
- Mieliśmy rozmawiać, ale chyba na razie zostawię was samych - uśmiechnęła się. - Wrócę za jakiś czas i wtedy wszystko ustalimy.
- Nie! - zawołała szybko. - To znaczy, nie przeszkadzasz nam. Im szybciej to załatwimy tym lepiej, prawda? Może pojedziesz ze mną wybrać sukienkę, co? Ja nie mam do tego głowy.
Chciała ją zatrzymać jak najdłużej. Tak długo, dopóki jej samej nie uda się stąd jakoś wydostać. Ostatnie, czego chciała to zostać z tym dupkiem znowu sam na sam. Kto wie, co tym razem mogłoby się stać? Wolała nawet o tym nie myśleć.
Ucieszyła się, kiedy matka zajęła miejsce naprzeciwko nich, posyłając córce szeroki uśmiech.
- Masz rację, kochanie - powiedziała. - Ale wydaje mi się, że to Charlotte powinna pomóc ci w wyborze sukienki. Ona ma przecież doskonały gust. Kiedy chcecie to zrobić?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj - odezwał się Chris.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Już się zaczyna. Już chce nią rządzić i ustalać jej plan dnia. Co by było, gdyby doszło do ślubu? Mąż dyktator? Nie. Nie będzie ani apodyktycznego męża, ani życia pod dyktando. Nie ma nawet takiej opcji!
- Niech ci będzie, kochanie - westchnęła udając znudzoną, choć w środku aż się gotowała ze złości. Miała ochotę udusić go własnymi rękami.
On tylko kiwnął głową. Czasem czuła się taka bezsilna, że miała ochotę płakać i krzyczeć. Tylko spokój mnie uratuje - powtarzała sobie w duchu. - Tylko spokój.
- Po prostu jestem zdania, że nie ma co czekać na ostatnią chwilę - dodał.
- Masz rację! - rzuciła. - Pójdę po Charlotte!
Zerwała się na równe nogi i wybiegła na korytarz niczym strzała, zatrzaskując za sobą drzwi. Odetchnęła z ulgą, kiedy znalazła się daleko od blondyna i jego ramion, które przy byle okazji oplatały ją niczym macki potwora. Macki, z których jeszcze nie umiała się uwolnić.
Ale teraz była daleko. Daleko od niego. Ruszyła pędem do swojego pokoju. Musiała ostrzec Matt'a. W tamtej chwili to było dla niej najważniejsze. Biegnąc do swojego pokoju wpadła na kilka sekund do kąta Charlotte.
- Charlie! Za 5 minut u mnie! - rzuciła i już jej nie było.
Niczym błyskawica wpadła do pokoju. Pierwsze, co zrobiła, to chwyciła telefon i wybrała numer. Dźwięk oczekiwania strasznie ją dobijał i miała wrażenie, że trwa w nieskończoność. W końcu w głośniczku usłyszała znajomy głos chłopaka.
- Słucham? - rzucił poważnie.
- Cześć, to ja. Leanne - powiedziała nieco speszona jego tonem.
- Miło cię słyszeć - odparł zupełnie zmieniając brzmienie głosu na to, które było zarezerwowane tylko dla niej. - Przepraszam, nawet nie sprawdziłem, kto dzwoni. Co słychać?
- Matt, sprawa jest poważna - rzuciła szybko, bojąc się, że Chris może w każdej chwili wpaść do pokoju. - Wydaje mi się, że Chris coś kombinuje i ani trochę mi się to nie podoba.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się, a ona sama zamarła. Jednak kiedy do środka weszła Charlotte, odetchnęła z ulgą. Już się bała, że to blondyn. A tego nie chciała. Dała siostrze ręką znak, żeby weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
- Myślę, że on będzie chciał ci coś zrobić - dodała po chwili. - Dlatego bardzo cię proszę, bądź ostrożny.
- Nie bój się, kochanie - zaśmiał się, ale jego głos nie wydawał się być radosny. - Obiecuję, że będę na siebie uważał.
Uspokoiła się trochę. Wiedziała, że będzie uważał. Przecież ją kocha, tak?
- Wpadnę do ciebie dziś wieczorem - mruknął przerywając jej rozmyślania, na co jej serce znacznie przyspieszyło.
- Dobrze - wydukała tylko, ignorując pytające spojrzenie siostry. - W takim razie do zobaczenia.
- Trzymaj się, kochanie. I ty też na siebie uważaj.
A potem się rozłączył.
Leanne odłożyła telefon na półkę, wcześniej kasując historię połączeń. Lepiej nie kusić losu. A raczej nie prowokować Chris'a.
- No, to co chciałaś ode mnie? - zapytała Charlie niecierpliwie.
- A, tak. Jedziemy wybrać dla mnie sukienkę na ślub.
Brunetka otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co?
- Wyjaśnię ci wszystko później - powiedziała Leanne. - Boję się, że Chris może się tu pojawić w każdej chwili.
- Ale chyba nie...
- Nie - ucięła. - Nie zmieniłam zdania i nie zamierzam za niego wyjść. Ale jak na razie muszę odgrywać swoją rolę.
Matt westchnął odkładając telefon na błyszczący blat biurka. Jakoś nie mógł oswoić się z tą nową sytuacją. Nie lubił siedzieć w jednym miejscu. Zdecydowanie wolał podróżować, jednak jak na razie nie mógł tego zrobić. Zakochał się i właśnie to go tu trzymało. Nie był w stanie nigdzie wyjechać. Nie bez Leanne. Chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, ale wszystko miało swoje konsekwencje. W tym przypadku musiał się trochę ustatkować, zająć czymś poważnym. Kiedyś było to ostatnią rzeczą, o której marzył, ale wszystko się zmieniło.
Teraz siedział za wielkim biurkiem, wypełniał dokumenty, chodził na spotkania i różnego rodzaju zebrania. Powoli zaczynał go wciągać ten świat, a on po raz pierwszy poczuł, że nie chce stawiać mu oporu i nie chce od niego uciekać.
Zerknął na zegarek, poczym zebrał kilka ważnych dokumentów i ruszył w stronę drzwi. Czas na kolejne zebranie.
Podczas drogi do sali konferencyjnej, pomyślał o telefonie od Leanne. Co mogło mu się takiego stać? Wydawało mu się, że dziewczyna przesadza, ale jednocześnie podobało mu się to, że tak się o niego martwi. Ona też czuła do niego coś więcej.
- Panie Wilde! - zawołała za nim wysoka, szczupła blondynka. - Pańska taksówka czeka!
Cholera, zupełnie zapomniał, że kazał swojej asystentce zamówić samochód. Zapomniał też uprzedzić o prawdopodobnym dodatkowym zebraniu, ale wszystko jeszcze dało się załatwić.
- Przepraszam cię Nathalie - powiedział. - Wypadło mi jeszcze jedno ważne spotkanie. Odwołaj tę taksówkę.
Kiwnęła głową i chwilę potem zniknęła z jego pola widzenia. Pracował z nią dopiero od kilku dni, a już zdążył się przyzwyczaić do tego, że ktoś odwala za niego część roboty.
Kiedy przechodził przez kolejny korytarz, do jego uszu dobiegł huk, a zaraz potem przeraźliwe krzyki. Serce podeszło mu do gardła. Ścisnął mocniej teczkę, którą trzymał w dłoni i ruszył biegiem w kierunku źródła zamieszania. Kiedy znalazł się na parterze, w holu, jego oczom ukazało się istne piekło. Piękny, jasny hol zmienił się w ruinę. Wszędzie leżały odłamki szkła i fragmenty metalu. A przed budynkiem stał samochód. A raczej to, co z niego zostało.
Matt poczuł, że przeszywa go lodowaty dreszcz, zupełnie jakby ktoś wrzucił mu za kołnierzyk koszuli kilka kostek lodu. To był ten samochód, którym miał wracać do domu.
---------------------------------------
Ok, ok nie było mnie bardzo długo. Przepraszam Was bardzo i obiecuję poprawę ;-) Mimo wszelkich przeciwności dodałam dzisiaj rozdział, choć przepisywanie zajęło mi prawie dwa dni! Jako, że pisałam całość na telefonie, może pojawić się kilka literówek, choć starałam się je na bieżąco poprawiać ;-)
Dobrze.
Kolejna wiadomość jest taka, że powoli zbliżamy się do zakończenia tego opowiadania. Postanowiłam się zebrać i w końcu ogarnąć jakieś przyzwoite rozwinięcie całej akcji i zakończenie.
Ale nie bójcie sie! Zaczęłam przygotowywać i nawet pisać nowe opowiadanie, ale nie będę wstawiać tego teraz. Najpierw skończę jedno, a potem wezmę się za drugie ;-)
To chyba tyle. Mam nadzieję, że jeszcze ze mną jesteście i dalej będziecie ;-)
Wierzę, że rozdział przypadł Wam do gustu
Pozdrawiam :*
Wooow, poleciałaś po bandzie. Znaczy, że to nie będzie typowe love story, bo Chris ewidentnie zasadził się na Matta. Bo któż inny chciałby go zabić. Cóż mi nikt nie przychodzi do głowy :D
OdpowiedzUsuńAż chciałabym, żeby Leanne wreszcie postawiła sprawę jasno. Oczywiście może jej udawanie i granie, ma swoje dobre strony, bo w końcu może jakoś oszukać Chrisa, choć moim zdaniem robi źle. Definitywnie powinna się sprzeciwić matce i uciec. Spakować rzeczy i cest la vie. Bo naprawdę może się to dla niej i jej bliskich źle skończyć. Zwłaszcza, że teraz wciągnęła w to swoją siostrę. Ahhh już sama nie wiem co myśleć.
I jak możesz tak rzadko wstawiać :P choć nie ukrywam mój żal jest trochę przytłumiony, bo napisałaś, że masz już coś nowego :D :P ja też :D ale czekam na Twoje :D
PS: Imageshack chyba usuwa zdjęcia i nagłówek bloga mi się w ogóle nie wyświetla ;)
Nie wiem czemu, u mnie jest wszystko w porządku z nagłówkiem. Jak wrócę do domu to to sprawdze ;-)
UsuńAj tqm od razu wciągnęła... Nic nie powiem. W każdym razie powiem Ci tylko tyle, że prawie nikomu nic sie nie stanie ;-) Leanne sama już nie wie co ma robić, bo żadne wyjście w jej sytuacji nie wydaje się dobre, zwłaszcza, że Chris to człowiek nieobliczalny :D
Teraz i u mnie wszystko jest ok, więc nie wiem czy coś zrobiłaś czy coś u mnie było nie tak :P
UsuńDobrze, że nikomu się nic nie stanie - choć nie, wróć, przydałoby się, gdyby coś się stało Chrisowi hahahaha :D :P
Ja wiem, że ona czuję się zagubiona, ale wydaję mi się, że w tej sytuacji powinna zachować się trzeźwo, a nie bawić w gierki, które mogą się skończyć o wiele gorzej :)
Następny już w weekend?! - juuuupi :P
OdpowiedzUsuńNo nareszcie! Obiecywałaś, obiecywałaś, a rozdziału jak nie było tak nie było:D No, ale wreszcie się doczekałam i szczerze powiedziawszy podziwiam Cię, że pisałaś go na telefonie. Ja bym się chyba w życiu na to nie zdecydowała. Cholera by mnie wzięła po pierwszym akapicie;D
Ale przechodząc do rzeczy. Chris jest coraz gorszy. Ja nie wiem jak ludzie jego pokroju potrafią tak kłamać i jak to jest możliwe by utrzymywać na twarzy dwie maski. Ten rozdział udowodnił mi, że matka Charlie w ogóle nie domyśla się kim jest jej przyszły zięć. A może tak jest dla niej lepiej? Nie widzieć? Pociesza mnie jednak fakt, ze Charlotte jest po stronie Charlie i pomaga jej jak może. Polubiłam ją i mam nadzieję, że razem wymyślą dobre wyjście z tej okropnej sytuacji. Leanne chyba już na coś wpadła. Ciekawa jestem jaki ma pomysł. Jesli chce sprawić by Chris nie mógł z nią wytrzymać to jest to chba dość niebezpieczne. Jest agresywny, nieobliczalny, a jak ona będzie go specjalnie podjudzać to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Chyba, że wymysliła coś innego. Czekam na rozwiązanie tej zagadki:D
Wystraszyłam się o Matta nie na żarty. Uwielbiam tego faceta, a Chris jak widać nie żartował. Dobrze, że Charlie go uprzedziła, ale obawiam się, że sama świadomość niebezpieczeństwa to może być za mało. Co jeśli następnym razem bomba wybuchnie w samochodzie, w którym Matt będzie siedział? Rany boskie, mam tylko nadzieję, że nikt nie ucierpiał!
"korytarzem znowu poczuła się tak jakby znowu miała piętnaście lat.. " - powtórzenie "znowu"
"poczym" - po czym
Więcej nie znalazłam;) czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się wcześniej niż za kilka miesięcy, bo bardzo rozbudziłaś moją ciekawość!:)
Pozdrawiam!:*
Następny raczej pojawi się już w najbliższy weekend ;-) nie powiem, bo chciałabym zakończyć to opowiadanie ;-) błędy... Tak jak wspominałam, całość pisałam na telefonie i mogłam gdzieś zrobić jakiś błąd. Zauważyłam, jak w komentarzu napisałaś "Charlotte jest po stronie Charlie" Charlie to tylko zdrobnienie od imienia Charlotte, więc to jedna i ta sama osoba ;) i to nie Charlotte ostrzegła Matt'a tylko Leanne ;-)
UsuńPoza kierowcą nikt na razie nie ucierpiał, bez obaw :D
Jejku dziękuję za taki długi komentarz :* a błędy poprawię jak tylko wrócę do domu ;-)