poniedziałek, 22 września 2014

Chapter X


          Leanne otworzyła zmęczone oczy. Miała dość. Serdecznie dość tego wszystkiego. Czuła się taka bezradna i zupełnie nie wiedziała, co ma zrobić, żeby się jakoś z tego wszystkiego wycofać. Bała się to zrobić. Wiedziała, że Chris bywa nieobliczalny i bała się tego, do czego mógłby się posunąć, żeby osiągnąć swój cel.
          Przekręciła się na drugi bok i zerknęła na zegarek stojący na szafce obok łóżka. Dochodziła pierwsza po południu, a ona nadal leżała w łóżku. Nic w tym dziwnego, skoro uprzedniego wieczora była powodem całej imprezy. Musiała czekać, aż wszyscy goście rozejdą się do swoich domów i pokoi. A stało się to dopiero nad ranem. Miała wrażenie, że noc ciągnęła się w nieskończoność i kiedy tylko mogła, uciekła od Chris'a najdalej jak to było możliwe. Do swojego pokoju. Do swojego małego azylu.
          Odrzuciła kołdrę na bok. Nie mogła już dłużej spać. Miała wrażenie, że się dusi i jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to umrze. Musiała coś ze sobą zrobić. Coś. Nie mogła tak po prostu siedzieć i czekać na swój koniec, który nadchodził wielkimi krokami. Nieubłaganie. Czuła to. Starała się odepchnąć to od siebie, ale za każdym razem, kiedy to robiła, wszystko wracało do niej ze zdwojoną siłą, siejąc spustoszenie w jej myślach i w jej sercu.
          Westchnęła zrezygnowana. Wiedziała, że i tak już nie uśnie, więc wstała i zabrała się za poranną toaletę.
          Po dłuższym czasie, kiedy wycierając mokre włosy ręcznikiem wychodziła z łazienki, usłyszała donośne pukanie do drzwi.
          - Leanne? Jesteś tam? - usłyszała jak zwykle zadowolony głos Chris'a.
          - Jak dla ciebie? To mnie nie ma! - zła zawołała w kierunku drzwi. - Odejdź!
          - Jestem twoim narzeczonym! Wpuść mnie!
          - Może i nim jesteś, ale póki co, to nie mam obowiązku zapraszać cię do mojego pokoju, zwłaszcza przed ślubem!
          - Przecież nikogo nie ma!
          - I mnie dla ciebie też tutaj nie ma! - krzyknęła rzucając mokry ręcznik na łóżko. - Precz!
          - Niedługo i tak będziesz moją żoną! - rzucił.
          Zła i bliska płaczu pokręciła głową. Za co to wszystko?
          - Prędzej umrę niż za ciebie wyjdę!
          - Jeszcze się przekonamy! - warknął.
          Chwilę potem usłyszała jego kroki. Wreszcie sobie poszedł, na co ona sama odetchnęła z ulgą. Czuła się o wiele lepiej po tym, co wykrzyczała blondynowi. Czuła się tak, jakby zrzuciła z siebie ogromy ciężar. Jakby znalazła w sobie nowe pokłady siły do walki z tym człowiekiem. Zerknęła kątem oka na swoją dłoń, poczym jednym szybkim ruchem zdjęła z palca pierścionek i położyła go na blacie swojej toaletki. Kiedy to zrobiła poczuła się jeszcze lepiej. Spadł z niej jeszcze większy ciężar.
          Przez dłuższą chwilę nasłuchiwała. Bała się, że może on tam stoi i czeka aż wyjdzie. Może i wykrzyczała mu, co o tym wszystkim myśli, ale bała się jego wybuchu wściekłości. Doskonale wiedziała, co ją czeka, ale w tamtym momencie nic ją to nie obchodziło. Z bijącym sercem i w pośpiechu ubrała turkusową, dopasowaną sukienkę, złapała torebkę, kremowe buty i ruszyła w stronę wyjścia na balkon. Pchnęła przeszklone drzwi, a kiedy wyszła, zamknęła je za sobą.
          Serce znowu zaczęło jej bić jak szalone. Jak ona zejdzie?
          Podeszła do marmurowej balustrady i spojrzała w dół. Bez zastanowienie zrzuciła buty, które cicho wylądowały na miękkiej trawie, usłanej złotymi liśćmi. Powiew chłodnego wiatru sprawił, że zadrżała. Szybko wróciła po płaszcz i zaraz znowu stała przy balustradzie, patrząc w dół. Przechodząc przez marmur zawahała się. Może i buty wylądowały bezpiecznie, ale co kiedy ona spadnie?
          Zacisnęła zęby i powoli zaczęła schodzić. Miała nadzieje, że pnącza, jakie oplatały filary podtrzymujące balkon, nie zerwą się. Kiedy była w połowie drogi usłyszała czyjeś kroki. Szelest liści. Serce podeszło jej do gardła.
          Chris.
          Zamarła w bezruchu. Może jej nie zauważy. Może tylko przejdzie obok i pójdzie w swoją stronę. Modliła się o to  duchu. Może nie zauważy...
          - Na miłość boską, co ty tam robisz?! - usłyszała gdzieś w dole, ale ku jej uldze i wielkiemu zdziwieniu, głos nie należał do Chris'a.
          - Odpoczywam! - rzuciła zirytowana. - A na co ci to wygląda?
          Matt zaśmiał się.
          - Ciszej! - warknęła. - Pomożesz mi zejść, czy mam tak tu sobie wisieć?
          - Jak dla mnie możesz wisieć - rzucił wesoło. - Nie wiem, jak ty, ale ja mam piękne widoki.
          Jak na zawołanie oblała się rumieńcem. Chwilę potem dobiegło ją głośne westchnięcie. Mimo wszystko w głębi duszy bardzo się cieszyła, że tu jest. Znalazł się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Nie mógł sobie wybrać lepszego momentu i cieszyła się z tego jak małe dziecko.
          - Skacz - zawołał rozkładając ręce.
          - Słucham?! Chyba zwariowałeś!
          - Nie bój się, przecież cię złapię!
          - Nie ma mowy!
          - Zaufaj mi.
          Zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki i palce na wiotkich gałązkach. On oszalał! Przecież jej nie złapie! On oszalał, on oszalał, on oszalał, on oszalał, on zupełnie oszalał...
          W pewnym momencie poczuła, że gałązka, której się trzyma, niebezpiecznie trzaska, a chwilę potem pęka, a ona sama spada. Świat wokół niej zawirował jak szalony, a w następnej sekundzie nastąpiło mocne szarpnięcie i świat przestał się kręcić. Dopiero po chwili dotarło do niej co się dzieje. Do jej uszu dobiegł melodyjny śmiech, na co jej serce podskoczyło. Złapał ją. Naprawdę ją złapał. Udało mu się! Nadal była bardzo oszołomiona, ale na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
          - Masz taki piękny uśmiech - powiedział przyciszonym głosem, a jej policzki znowu zrobiły się czerwone.
          - Emm... Dziękuję, że mnie złapałeś - mruknęła speszona.
          - Czy mi się wydaje, czy właśnie uratowałem ci życie? - szepnął unosząc jedną brew.
          - To chyba trochę za dużo powiedziane, panie Wilde - powiedziała, poczym dotarło do niej, że nadal jest w jego ramionach. - E, możesz mnie już odstawić na ziemię.
          Ponownie zaśmiał się na głos, a jej serce zadrżało.
          - No nie wiem - pokręcił głową. - Obawiam się, że mogłoby ci przyjść coś głupiego do głowy.
          - Nie martw się o mnie - rzuciła, niezdarnie próbując wyswobodzić się z jego silnych ramion. Niestety jej starania nie przyniosły żadnego skutku. Skrzyżowała ramiona na wysokości piersi robiąc nadąsaną minę. Zupełnie jak małe dziecko.
          Zaśmiał się, poczym klęknął, tym samym sprawiając, że zalazła się na jego kolanie, ze stopami unoszącymi się kilka milimetrów nad ziemią. Jedną ręką włożył buty na jej bose stopy i dopiero potem pozwolił jej stanąć na własnych nogach.
          Czuła jak pieką ją policzki. Było jej z tym źle. Zawsze była pewną siebie osobą, a w jego obecności zachowywała się jak mała dziewczynka.
          - Chodź - powiedział wyciągając do niej rękę. - Zabieram cię na czekoladę.
          Za wszelką cenę starała się zdusić uśmiech, jednak nie była w stanie nad nim zapanować i szybko rozciągnął jej usta.
          Przeszli pod rękę kilka przecznic, rozmawiając i wcale się nie spiesząc. Dopiero po dłuższym czasie zatrzymali się przed potężną bramą. Bez słowa przeszli przez nią i udali się do domu.
          Zbyt wiele wrażeń jak na jeden raz. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
          - Poczekaj tu chwilkę - powiedział, poczym gdzieś zniknął.
          Rozejrzała się dookoła. Przyprowadził ją do swojego domu. Wnętrze było przestronne, ale choć skromnie, to bardzo gustownie urządzone. Od razu można było dostrzec, że mieszka tam mężczyzna. Surowe wnętrze było tego odzwierciedleniem. Proste meble w stonowanych kolorach, gładkie ściany, na których niemal nie było obrazów i żadnych roślin wokół.
          Matt pojawił się tak samo szybko jak zniknął. Złapał ją za rękę i razem poszli w stronę schodów. Zaprowadził ją do swojego pokoju. Do swojej kryjówki.
          - Nie wiem, czy powinnam tutaj być - powiedziała speszona, przekraczając próg pokoju.
          - Dlaczego tak mówisz? - zapytał zamykając drzwi za sobą.
          Wzruszyła ramionami. Czuła się tak jakby robiła coś niewłaściwego. Do jej uszu znowu dobiegł melodyjny śmiech chłopaka. Podobał jej się ten głos. Przyprawiał ją o przyjemne dreszcze.
          Powoli podszedł do niej, poczym jedną ręką objął ją w pasie, a drugą odgarnął z jej twarzy zabłąkany kosmyk kręconych włosów.
          - Bardzo się cieszę, że tu jesteś.
          - Nie miałam większego wyboru - mruknęła mimowolnie patrząc na jego pełne usta. - Zaciągnąłeś mnie tu niemal siłą.
          - Przesadzasz - wyszczerzył się. - A poza tym, masz u mnie dług.
          Uniosła jedną brew, a po jej ciele rozlało się przyjemne ciepło. Czuła przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa. W miejscach, w których trzymał swoje dłonie, czuła przyjemne mrowienie. Wiedziała, że nie powinna tu być, ani w ogóle spędzać z nim czasu, jednak coś ją trzymało przy nim i nie pozwalało tak po prostu wyjść.
          - Dług?
          - W końcu uratowałem ci życie, nie?
          - Tak? Więc czego ode mnie oczekujesz?
          Krew zagotowała jej się w żyłach i zaszumiała w uszach. Gorąco uderzyło w nią, a serce zaczęło wybijać szaleńczy rytm. Jeszcze nigdy się tak nie czuła w obecności chłopaka. Zawsze była taka pewna, a teraz jej cała pewność gdzieś się ulotniła, zostawiając ją samą, taką bezbronną.
          - Ależ niczego szczególnego, moja droga - mruknął uwodzicielsko. - Wystarczy mi twoja obecność.
          Wstrzymała oddech. Czy on mówi poważnie? "O tak! - krzyczy jej podświadomość. - Ja też pragnę twojej obecności!"
          Leanne usłyszała, jak drzwi do pokoju otwierają się i do środka wchodzi starsza kobieta ze srebrną tacą w dłoniach, na której stały dwie filiżanki.
          - Czekolada, panie Wilde - powiedziała, poczym postawiła zawartość tacy na stoliku.
          - Dziękuję, Grace - odparł nawet na nią nie patrząc. - Możesz już odejść, niczego więcej nie potrzebuję.
          Kiwnęła głową, poczym wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Matt szybko podbiegł do nich i przekręcił w nich klucz, poczym wrócił i znowu ją objął. Kiedy to zrobił, znowu poczuła przyjemną falę gorąca.
          - Żeby nikt nam nie przeszkadzał - powiedział, widząc jej pytające spojrzenie.
          - Czy ma pan względem mnie jakieś niecne zamiary, panie Wilde? - szepnęła bez tchu.
          - Ależ panno Carter - pokręcił głową. - O czym pani myśli!
          Odwróciła wzrok. Co ona wygadywała?
          - Poza tym - odezwał się znowu. - Mam wrażenie, że kiedy do ciebie przyszedłem, to właśnie zamierzałaś wybrać się do mnie. Czy się mylę?
          Jej policzki znowu oblały się rumieńcem, co było tylko potwierdzeniem jego słów. "Właśnie tak było! Dokładnie tak!" - krzyknęła jej podświadomość.
          - Wiedziałem - mruknął, zupełnie tak, jakby słyszał wszystkie jej myśli.
          - Puść mnie - szepnęła, starając się go od siebie odepchnąć. - Mącisz mi w głowie. Przez ciebie nie mogę racjonalnie myśleć.
          On tylko uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie bliżej, na co ona wstrzymała oddech.
          - A to ciekawe - powiedział, ale jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu. - Bo ja przy tobie także tracę resztki rozumu.
          Popatrzyła na niego spod zasłony rzęs. On przyglądał jej się uważnie, jakby badał jej reakcję. "No pocałuj mnie wreszcie!" - wydarła się jej podświadomość. Leanne przelotnie zerknęła na jego usta, poczym opuściła wzrok. Chwilę potem jego dłoń chwyciła jej twarz i delikatnie uniosła ją ku górze tak, żeby znowu na niego popatrzyła. Krew zawrzała w jej żyłach, a serce w piersi zatańczyło.
          - Masz takie piękne oczy - powiedział cicho, poczym przeniósł spojrzenie na jej usta.
          Przymknęła powieki, a potem poczuła jego usta na swoich. "Tak! Tak!" - krzyczała w duchu zadowolona z takiego obrotu sytuacji.
          Całował ją najpierw powoli, delikatnie, niepewnie, ale kiedy nie wyczuł z jej strony żadnego oporu, pogłębił pocałunek, a ich języki spotkały się. Po jej ciele przebiegły przyjemne dreszcze, docierając do wszystkich zakończeń nerwowych. Z jej ust wydobył się cichy jęk, a przez głowę przebiegło wiele nieprzyzwoitych myśli.
          W jednej chwili odsunęła się od niego, choć jej podświadomość stanowczo i rozpaczliwie domagała się więcej. Chciała znowu przyczepić się do jego ust. Popatrzyli na siebie starając się wyrównać oddechy, a napięcie między nimi stało się niemal namacalne. Wręcz niebezpiecznie iskrzyło.
          - To niestosowne, panie Wilde - wyrzuciła z siebie bez tchu.
          - Nic nie mogę na to poradzić - powiedział cicho, patrząc na nią uważnie.
          Ona przez chwilę również na niego patrzyła, poczym chciała się odsunąć. Jednak brunet nie pozwolił jej na to. Jej serce powróciło do wybijania szaleńczego rytmu, a iskry znowu zaczęły między nimi przeskakiwać. "To grozi pożarem!" - rzuca jej podświadomość, poczym klaszcze wesoło w dłonie.
          - Jesteś taka piękna - mruknął, a na jego ustach pojawił się uśmieszek.
          Kiedy ich usta znowu się złączyły, jej podświadomość zwolniła wszelkie hamulce i pozwoliła jej poddać się chwili. Leanne zacisnęła palce na jego koszuli i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. Chwilę potem jej palce dały spokój koszulce i przesunęły się po jego klatce piersiowej, przez ramiona i szyję, aż skończyły swoją wędrówkę na głowie. Przegarnęła jego ciemne, zmierzwione włosy.
           Jego dłonie najpierw niepewnie, a potem śmielej błądziły po jej ramionach i plecach, zjeżdżając aż do pośladków. Kiedy poczuł, że jej szczupłe palce niezdarnie szarpią się z guzikami jego koszuli, uśmiechnął się i odsunął od niej kawałek, poczym złapał ją za jedną dłoń i przyłożył do ust, składając delikatny pocałunek.
          - Moja droga - szepnął. - To niestosowne.
          Popatrzyła na niego zawstydzona. Miał rozszerzone źrenice. Wiedziała, że on też tego chce. Widziała to w jego oczach... i czuła, ponieważ ich ciała stykały się na wysokości bioder.
          Już chciała cofnąć dłonie, ale nie pozwolił jej tego zrobić.
          - Nie chcę robić czegoś, na co nie masz ochoty - mruknął.
          Jej serce nadal biło jak szalone. Nie mogła i nie była w stanie mu się oprzeć. Chciała. Chciała tego jak jeszcze nigdy. Wyczuł jej wahanie, jednak nie wykonał żadnego ruchu. To miała być jej decyzja.
          Bez dłuższego zastanowienia, wspięła się na palce i pocałowała go gorąco. Nie ma się nad czym zastanawiać - pomyślała. Tak bardzo tego chciała. Tylko on wywoływał w niej takie uczucia. Uczucia, którym nie mogła się oprzeć.
          Przez moment stał nieruchomo, jednak już chwilę potem zaczął oddawać jej pocałunki z takim samym zaangażowaniem i żarliwością. On także tego chciał. Pragnął. Ta delikatna, krucha istota wzbudziła w nim takie uczucia, o których nie miał pojęcia. Nigdy nie myślał, że jest do czegoś takiego zdolny.
          Kilka chwil później koszula zsunęła się z jego umięśnionych ramion i z szelestem opadła na podłogę. Z każdą kolejną częścią garderoby, która dołączała do koszuli, słabła ich niepewność i strach. Wszystkie te mieszane uczucia ustąpiły miejsca pożądaniu, które ogarnęło ich bez reszty, kiedy razem upadli na miękką, chłodną pościel.



          Chris odrzucił kolejną teczkę z dokumentami na pokaźny stosik, jaki zdążył się uzbierać na jego biurku. Popatrzył na niego z niezadowoleniem, poczym na drzwi prowadzące do na korytarz. W tym samym momencie, jak na zawołanie, do gabinetu weszła szczupła, wysoka, młoda blondynka z kolejnym stosem cienkich teczek, które niemal wysypywały jej się z ramion.
          Blondyn patrzył jak podchodzi do jego biurka i kładzie na blacie wszystkie teczki, poczym zaczyna je przeglądać i niezdarnie układać. Dziewczyna rzuciła na niego zawstydzone spojrzenie spod zasłony rzęs, a jej policzki oblał rumieniec. Chris doszedł do jednego wniosku, tak przyglądając się jej pracy. Pora na nową asystentkę.
          - Widzę, że pani obowiązki przewyższają pani kompetencje, panno Davis - powiedział chłodno.
          Jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
          - Przepraszam - bąknęła nieśmiało, poczym zatrzepotała rzęsami.
          O nie. Tym razem ładne ani ładne oczy, ani ładne nogi nie pomogą. Może i jest dobra... ale nie w pracy. W ogóle nie przykłada się do swoich obowiązków.
          - Obawiam się, że będę musiał panią zwolnić - powiedział beznamiętnym tonem, poczym rzucił, zanim oszołomiona dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć: - Żegnam.
          Oczy dziewczyny zaszkliły się, ale odeszła bez słowa. Nawet nie trzasnęła drzwiami, czego w głębi duszy się spodziewał. Cóż, wcale mu nie było jej szkoda. Może i w innych "obowiązkach" była dobra, ale bardziej powinna przykładać się do pracy.
          Chociaż może...
          Nie! Niech znika mi z oczu!
          Podszedł do szafki z dokumentami, poczym odsunął jedną z szuflad i wyciągnął z niej szarą teczkę. Wrócił do biurka i szybko przejrzał jej zawartość. Teraz przez jakiś czas on sam będzie musiał zajmować się tą robotą, której nigdy nie lubił.
          Przez dłuższy czas tak pochłaniała go praca, że nawet nie zdążył pomyśleć o Leanne i jej zachowaniu tego ranka. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Kobieta ma się słuchać. Ma być posłuszna. Ma być uległa.
          Jego twarz przeciął uśmiech. Trzeba będzie ją ukarać.
          Uśmiech jednak szybko zniknął z jego twarzy, kiedy jego myśli powędrowały do chłopaka, który od jakiegoś czasu kręcił się koło Leanne.
          Matthew Wilde.
          Skrzywił się na samo wspomnienie tego nazwiska. Tak nie może być. Nie mógł dopuścić do tego, aby wokół jego narzeczonej kręcił się ktoś inny niż on sam. Mało tego, Chris był przekonany, że oni się potajemnie spotykają. Z tym także trzeba będzie coś zrobić. Najlepiej coś takiego, aby brunet raz na zawsze zniknął z ich życia.
          Na ustach blondyna znów zagościł uśmiech.
          Tak. Pan Wilde musi zniknąć.



           Leanne popatrzyła w sufit nad głową, poczym przyłożyła dłoń do ust i przymknęła powieki. Zrobiła to! Zrobiła! Zrobiła! Zrobiła! I niczego nie żałowała! Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się w końcu kochana. Poczuła się ważna dla kogoś. Nie mogła w to uwierzyć. Chciała aby ta chwila trwała wiecznie.
          - O czym tak myślisz? - zapytał Matt unosząc się na łokciach i wpatrując w nią uważnie.
          Dziewczyna posłała mu czuły, nieco zmartwiony uśmiech.
          - Zastanawiam się...
          - Nad czym? - spytał cicho.
          - Czy to wszystko zaraz nie zniknie jak sen - mruknęła pod nosem. - Boję się, że zaraz się obudzę we własnym łóżku, a wszystko okaże się tylko moim urojeniem.
          Posłał jej rozczulający uśmiech i pogłaskał opuszkami palców po zaróżowionym policzku. Była taka piękna, że aż się nie mógł nadziwić.
          - Nie zniknie - szepnął i pocałował ją w czoło. - Już ja tego dopilnuję.
          Na jej ustach pojawił się niepewny uśmiech.
          - Teraz, kiedy cię mam - mruknął - zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby cię przy sobie zatrzymać.




------------------------------------------------------
Długo mnie nie było. Wiem, przepraszam Was bardzo ;-) Mam nadzieję, że pocieszeniem okaże się fakt, że przygotowałam już kilka rozdziałów do przodu i teraz postaram się dodawać je w miarę regularnie ;-)
Nie wiem, co jeszcze mogę dzisiaj dodać, więc biorę lampkę wina i zabieram się za ciąg dalszy!
Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałyście i że zaciekawił Was rozdział ;-)
Pozdrawiam Was serdecznie! :-)

6 komentarzy:

  1. Wiesz co o tym myślę :/ znaczy o pisaniu po pół roku :D chociaż i ja tak robię, więc nic nie powinnam mówić :D ale, ale ogromnie cieszą mnie twoje słowa, że masz już kilka rozdziałów na zapas, bo to jak najbardziej wpasowuję się w moje oczekiwania :D

    Co do rozdziału to ogromnie cieszy mnie, że Leanne i Matt postanowili pójść na całość, są razem okropnie słodcy, więc w sumie wtrącenie knowań Chrisa było jak najbardziej na miejscu :D no, ale więcej o naszych słodziakach :D mistrz ode mnie za to, że Leanne nie traci ciętego humoru :D i jej tekst z wiszeniem hahaha :D za to zdecydowanie dostaję nagrodę :D fajnie, że zabrał ją na czekoladkę :D ale żeby od razu do swojego domu :o ale co tam raz się żyję :D za to tym, że ma służącą to się zdziwiłam :D ale co mu tam :D

    No i Chris :D ach coraz bardziej staje się czarnym charakterem, który ma jakieś mroczne plany. Lubie czarne charaktery, pewnie dlatego że zwykle są o wiele bardziej wyraziste niż postacie pozytywne ( do których niemal rzygam tęczą :D) jednak okropnie nie podobał mi się jego tekst o uległości kobiet, więc jest u mnie na straconej pozycji i nawet jego urok osobisty go nie uratuję :D
    Na więcej nie mam chyba siły :D czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej się widzieli "na czekoladzie" w małym lokalu :P Później wpadł do niej do domu, więc teraz postanowił ją zaprosić do siebie :D Nie rozumiem co cie tak w tym wszystkim dziwi :D
      A Chris, jak to Chris :D Taki ma być :D

      Usuń
  2. No, no :D Ann i Matt są świetni. Ten seksowny dupek Chace niech się nie zbliża, bo mimo, że jest postacią fikcyjną, to ja mu wpieprze, jak będzie coś robił. Ciekawa jestem co wymyśli, żeby rozdzielić te dwójkę. Ale myślę, że czego by nie zrobił, to Matt sobie z tym poradzi. Nie wydaje mi się być taki grzeczny, na jakiego wygląda. Mam nadzieję, że szybko wstawisz kolejny rozdział! ;)

    [drzewo-jadu.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Już jestem!
    Ja na miejscu Leannie nawet nie odezwałabym się do Chrisa. Pogadałby i poszedł :)
    " Nie wiem, jak ty, ale ja mam piękne widoki." - Hahaha
    Fajnie, że choć raz Ann jest szczęśliwa i całe szczęście, że nie z Chrisem.
    Już się boję co on wymyśli. Tylko niech nie zabija Mata. :)
    Sporo razy powtórzyło ci się słowo "czuła".
    "Blondyn patrzył jak podchodzi do jego biurka i stawia na niej teczki, " - teczki się raczej kładzie
    "Oczy dziewczyny zeszkliły się" - zaszkliły się
    No to tyle ode mnie.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    [pat-czyli-ognistowlosa]

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany! To jest świetne;) Gdy skomentowałaś mój post postanowiłam nadrobić Twoje rozdziały, trochę mi z tym zeszło, ale wreszcie jestem i muszę CI powiedzieć, że ogromnie mi się spodobało. W dużej mierze dlatego, że wątek miłosny jest bardzo rozbudowany, a ja uwielbiam tego typu opowiadania. Szczerze kibicowałam by coś wydarzyło się między Leanne i Mattem i cieszę się, że wreszcie do tego doszło. Ich uczucie jest piękne, a sposób w jaki zbudowałaś emocje w tym rozdziale, cudowny! Świetnie to rozegrałaś;) Teraz tylko boję się, że Chris się o wszystkim dowie. Choć nie mam wątpliwości, że problemy i tak wynikną.
    Pozdrawiam i życzę weny!:)

    A w wolnej chwili zapraszam do siebie, gdzie pojawiły się dwa nowe rozdziały;)
    Ściskam!:*

    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Słodkie zakończenie :3
    Uwielbiam Matt ;) Idealnie pasuje do Leanne, ale Chris... Pomimo tego wszystkiego, jego też lubię :* Taki słodkie i apodyktyczny z niego dupek :D
    Mam nadzieję, że nic nie zrobi Matt'owi :c Leanne zasługuje na szczęście :d Chociaż dobija mnie jej matka... Chyba szczęście dziecka jest najważniejsze!
    Rozdział świetny i mam nadzieję, że następny będzie szybciej :3 Masz talent, Kochana!
    Pozdrawiam
    Seo

    OdpowiedzUsuń