Andrew Carter
nie był człowiekiem, który mógłby spokojnie siedzieć w domu. Był typem osoby,
która na dłuższą metę nie mogła wytrzymać bez pracy. Mógł przesiadywać
dniami i nocami w swojej firmie otoczony
dokumentami i stertami ważnych papierów, które jego zdaniem były tak ważne, że
nie mogły zaczekać kilku godzin.
I tak też było tym razem. Mężczyzna ciemną nocą wymknął się z ciepłego łóżka, szybko ubrał się i wyszedł z domu, żegnając śpiącą żonę pocałunkiem w czoło. Cicho zamknął za sobą drzwi. Na zewnątrz otoczyło go chłodne wrześniowe powietrze. Poprawił płaszcz i ruszył dobrze znaną mu drogą, słabo oświetloną przez latarnie.
Uśmiechnął się pod nosem. Czas, którego nie poświęcał na przeglądanie dokumentów, był dla niego czasem straconym. Dlatego też nie mógł się doczekać wizyty w swoim biurze.
Szedł ulicą, a jego kroki odbijały się echem od ciemnych ścian pobliskich budynków. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie. Miał wrażenie, że nie jest sam. Wydawało mu się, że słyszy echo innych kroków, które ucichły wraz z jego. Odwrócił się i rozejrzał dookoła. Przez chwilę jeszcze obserwował ciemną ulicę, nie mogąc nic dostrzec w cieniu. Nie zauważywszy niczego niepokojącego ruszył z powrotem przed siebie.
Lubił takie samotne wycieczki. Lubił samotność. Oczywiście kochał swoją żonę i dwie córki, ale czasem, tak jak każdy, potrzebował pobyć sam na sam ze swoimi myślami.
Przyspieszył kroku i nucąc pod nosem dotarł do drzwi swojej firmy. Przekręcił klucz w zamku i już chciał otworzyć na wpół przeszklone drzwi, kiedy poczuł mocne uderzenie w głowę. Potem jeszcze jedno. Jak przez mgłę usłyszał stłumiony huk wystrzału.
A potem zapadła ciemność.
Jeffrey Scott schował broń i rozejrzał się uważnie dookoła. W pobliżu nie było żywego ducha. Przeniósł wzrok na ciało leżące u jego stóp, poczym prychnął, odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż ulicy.
Szybko dotarł do willi, która mieściła się tylko dwie przecznice dalej. Otworzył furtkę i sprytnie omijając cały system kamer, dostał się do środka. Kiedy zamknął za sobą drzwi, uderzyło go ciepłe powietrze. Zdjął płaszcz i powiesił go na jednym z wieszaków. Potem udał się w głąb domu.
- Zrobiłeś wszystko to, o czym ci mówiłem? – usłyszał w połowie drogi do ciemnych drzwi.
W pomieszczeniu nie paliło się światło. Było ciemno. Dlatego nikogo nie zauważył. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał niski głos.
- Tak, panie Black – odparł.
W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.
- Nareszcie – usłyszał znowu. – Teraz możesz już odejść.
- Tak jest, proszę pana.
Stał w tym samym miejscu, a po chwili zobaczył jak drzwi, w kierunku których zmierzał jeszcze przed chwilą, otwierają się. W mdłym świetle ujrzał sylwetkę, którą doskonale znał. Zaraz potem drzwi zamknęły się z donośnym hukiem.
A on został sam. Skierował się do drugich drzwi i zaraz potem zniknął za nimi. Zamierzał jak najszybciej położyć się spać. Był bardzo zmęczony.
Przebierając się w swoim ciemnym pokoju zaczął się zastanawiać. Nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia po tym, co zrobił. Nie był to jego pierwszy raz, a Carter był człowiekiem, który wyjątkowo działał mu na nerwy.
Opadł ciężko na łóżko. Nie myśląc więcej zasnął.
--------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, ale nie chciałam ujawniać zbyt wielu... nazwijmy to informacjami :-) Mam nadzieję, że prolog choć krótki, to Wam się podobał.
Na samym początku (czyli jeszcze dwa dni temu) planowałam, że będzie to opowiadanie o miłości, tylko i wyłącznie. Jednak nie potrafię sobie odmówić małego kryminalnego wątku ;-)
Mimo wszystko mam nadzieję, że Was zaciekawiłam.
Pozdrawiam! :-)
I tak też było tym razem. Mężczyzna ciemną nocą wymknął się z ciepłego łóżka, szybko ubrał się i wyszedł z domu, żegnając śpiącą żonę pocałunkiem w czoło. Cicho zamknął za sobą drzwi. Na zewnątrz otoczyło go chłodne wrześniowe powietrze. Poprawił płaszcz i ruszył dobrze znaną mu drogą, słabo oświetloną przez latarnie.
Uśmiechnął się pod nosem. Czas, którego nie poświęcał na przeglądanie dokumentów, był dla niego czasem straconym. Dlatego też nie mógł się doczekać wizyty w swoim biurze.
Szedł ulicą, a jego kroki odbijały się echem od ciemnych ścian pobliskich budynków. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie. Miał wrażenie, że nie jest sam. Wydawało mu się, że słyszy echo innych kroków, które ucichły wraz z jego. Odwrócił się i rozejrzał dookoła. Przez chwilę jeszcze obserwował ciemną ulicę, nie mogąc nic dostrzec w cieniu. Nie zauważywszy niczego niepokojącego ruszył z powrotem przed siebie.
Lubił takie samotne wycieczki. Lubił samotność. Oczywiście kochał swoją żonę i dwie córki, ale czasem, tak jak każdy, potrzebował pobyć sam na sam ze swoimi myślami.
Przyspieszył kroku i nucąc pod nosem dotarł do drzwi swojej firmy. Przekręcił klucz w zamku i już chciał otworzyć na wpół przeszklone drzwi, kiedy poczuł mocne uderzenie w głowę. Potem jeszcze jedno. Jak przez mgłę usłyszał stłumiony huk wystrzału.
A potem zapadła ciemność.
Jeffrey Scott schował broń i rozejrzał się uważnie dookoła. W pobliżu nie było żywego ducha. Przeniósł wzrok na ciało leżące u jego stóp, poczym prychnął, odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż ulicy.
Szybko dotarł do willi, która mieściła się tylko dwie przecznice dalej. Otworzył furtkę i sprytnie omijając cały system kamer, dostał się do środka. Kiedy zamknął za sobą drzwi, uderzyło go ciepłe powietrze. Zdjął płaszcz i powiesił go na jednym z wieszaków. Potem udał się w głąb domu.
- Zrobiłeś wszystko to, o czym ci mówiłem? – usłyszał w połowie drogi do ciemnych drzwi.
W pomieszczeniu nie paliło się światło. Było ciemno. Dlatego nikogo nie zauważył. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał niski głos.
- Tak, panie Black – odparł.
W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.
- Nareszcie – usłyszał znowu. – Teraz możesz już odejść.
- Tak jest, proszę pana.
Stał w tym samym miejscu, a po chwili zobaczył jak drzwi, w kierunku których zmierzał jeszcze przed chwilą, otwierają się. W mdłym świetle ujrzał sylwetkę, którą doskonale znał. Zaraz potem drzwi zamknęły się z donośnym hukiem.
A on został sam. Skierował się do drugich drzwi i zaraz potem zniknął za nimi. Zamierzał jak najszybciej położyć się spać. Był bardzo zmęczony.
Przebierając się w swoim ciemnym pokoju zaczął się zastanawiać. Nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia po tym, co zrobił. Nie był to jego pierwszy raz, a Carter był człowiekiem, który wyjątkowo działał mu na nerwy.
Opadł ciężko na łóżko. Nie myśląc więcej zasnął.
--------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, ale nie chciałam ujawniać zbyt wielu... nazwijmy to informacjami :-) Mam nadzieję, że prolog choć krótki, to Wam się podobał.
Na samym początku (czyli jeszcze dwa dni temu) planowałam, że będzie to opowiadanie o miłości, tylko i wyłącznie. Jednak nie potrafię sobie odmówić małego kryminalnego wątku ;-)
Mimo wszystko mam nadzieję, że Was zaciekawiłam.
Pozdrawiam! :-)
Spodziewałam się oczywiście takiego początku, teraz czekam tylko na jakiegoś seksownego detektywa, który będzie prowadził tę sprawę. Już ja Cię znam :P
OdpowiedzUsuńProlog choć bardzo krótki, podobał mi się i jestem ciekawa, dlaczego zabito zwykłego pracoholika? Chyba, że ten pracoholik ma drugą twarz? :P
Czekam na następny ;)
Powiem Ci w tajemnicy, że ten pracoholik, to jeden z najbogatszych gości w NY :P Ale to tyle. więcej nie zdradzę :P
Usuń:*
Na prawde fajnie sie zaczyna ;) Lubie opowiadania z nutką kryminału a w szczególności opowiadania o miłości.
OdpowiedzUsuńZajrzą tu jeszcze, obiecuje ;]
pozdr. ;]
LittleLeah
Wreszcie udało mi się przeczytać ;) Tak jak myślałam, nie obyło się bez wstępu zabarwionego kryminałem :D Podoba mi sie to i nie moge doczekać sie nowego posta!
OdpowiedzUsuńCzekam ;*
Ciekawie się zaczyna. Tyle pytań i tak mało odpowiedzi... Kim był ten pracoholik? Dlaczego zginął? Co osiągnął w ten sposób tajemniczy pan Black? Kim jest pan Black? Kim jest morderca?Swoją drogą, żeby chodzic do pracy nawet w nocy, to już naprawdę poważna choroba. Już nie mogę doczekac się 1 rozdziału.
OdpowiedzUsuńNa pewno zajrzę tu, aby przeczytac kolejny post.
Pozdrawiam i życzę weny. ;)
Ps. gdybyś była zainteresowana, to zapraszam też do mnie, na the-night-visions.blogspot.com
Interesujący blog. A właściwie to prolog. Za szybko moim zdaniem się kończył, ale no cóż, takie jest prawo prologów.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to będzie taka historia z dreszczykiem :D
Weny :D
Kurczę, strasznie mnie zainteresowała ta opowieść. Śmierć na samym początku, grubo! Prolog strasznie krótki, ale dający do myślenia. Mam nadzieję, że będę mogła pozostać tu na dłuugo! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://vampireandmillionaire.blogspot.com/
(preferuję czytanie za czytanie xdd)